Chciała zapisać dziecko do lekarza. Przez słowa w rejestracji poczuła się jak Smerf

Martyna Pstrąg-Jaworska
09 lutego 2025, 18:07 • 1 minuta czytania
Wizyta u pediatry z dzieckiem, które nie ma objawów infekcji, zwykle jest spowodowana szczepieniem, bilansem albo konsultacją wyników badań. Niestety w wielu przychodniach zdrowe dzieci są zapisywane na wizyty w tych samych godzinach, co chore, co oznacza, że zamiast krótkiej konsultacji mogą wrócić do domu z chorobą.
W przychodni zdrowi pacjenci muszą przebywać razem z tymi chorymi. fot. PIOTR KAMIONKA/REPORTER/EastNews
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Dzieci chore razem z tymi zdrowymi, a co!

Praca przychodni POZ w przypadku pediatrów obejmuje zarówno wizyty tzw. dzieci zdrowych (zapisanych na bilanse i szczepienia), jak i dzieci chorych. Zwykle lekarze mają podzielone dyżury godzinowo lub na konkretne dni w danej poradni. Niestety wiele takich zakładów opieki zdrowotnej dzieci zdrowe, które wymagają konsultacji np. z wynikami badań, zapisuje na wizyty do tzw. dzieci chorych.


To szczególnie trudne w czasie takim jak teraz – jest szczyt zachorowań na grypę, RSV i krztusiec. W poczekalniach pełno jest osób, od których możemy się zarazić i jeśli ktoś potrzebuje przyjść na konsultację ze zdrowym dzieckiem, może odczuwać frustrację. O tym jest wpis na Threads użytkowniczki o nicku rozwojowa_czytelnia.

"Dzwonię na ośrodek zdrowia. Jak pewnie w każdym są godziny wyznaczone dla dzieci zdrowych i chorych. Ja chcę pokazać wyniki córki, która ma omdlenia i szukamy przyczyn. Nie charcha, nie kicha, nie prycha, nie gorączkuje. Pytam, czy możemy przyjść w godzinach dla dzieci zdrowych, bo... ABSOLUTNIE NIE, bo to są godziny TYLKO na bilanse i szczepienia. I nawet mnie nie wysłuchała [...] Gdybym była smerfem, dziś byłabym marudą. Bezsilnym marudą" – przyznaje kobieta (pisownia oryginalna).

W jej słowach czuć żal i złość na to, jakie są realia w przychodniach i jak czasami przepisy są ważniejsze niż człowiek. Najgorsze w tej sytuacji jest to, że jeśli dziecko potrzebuje niezwłocznej konsultacji np. wyników badań, a będzie zdrowe, prawie pewne jest to, że po kilku dniach od wizyty w przychodni będzie na coś chore.

Wszędzie podobne praktyki

O podobnych zwyczajach piszą inni użytkownicy Threads, którzy komentują wpis tej mamy. Jedna pisze tak: "Mieliśmy to samo. Musiałam się umówić na omówienie wyników córki, bo miała niską glukozę, ale ogólnie była zdrowa. Dzwonię, pytam, czy do dzieci zdrowych. Nie i koniec to poszłam sama, bo nie chciałam narażać młodej na zarażenie się, patrząc, że była zdrowa i to tylko omówienie wyników... Pani doktor była w szoku" – komentuje.

Widać, że to większy problem, który pojawia się w różnych przychodniach. Niektórzy komentujący podpowiadają, że w takiej sytuacji można złożyć skargę na obsługę przychodni i czasami to daje rezultaty. Niestety spora grupa pacjentów nie będzie miała o tym pojęcia i pójdzie na taką wizytę, a siedząc w poczekalni pełnej chorych osób, prawdopodobnie wróci do domu z jakąś infekcją.

Sytuacja w przychodniach budzi frustrację wielu rodziców, którzy chcą jedynie np. skonsultować wyniki badań swojego dziecka, ale zamiast tego muszą narażać je na kontakt z chorobami. Problem ten, jak pokazują liczne relacje, dotyczy wielu placówek i wydaje się, że wynika ze zbyt sztywnych przepisów oraz organizacji pracy poradni. Niestety, dla wielu rodziców oznacza to trudny wybór – ryzykować infekcję lub odkładać ważną wizytę na później.

Czy rozwiązaniem mogłaby być większa elastyczność w organizacji wizyt? A może potrzebne są zmiany w systemie opieki zdrowotnej? Jedno jest pewne – dopóki nic się nie zmieni, zdrowe dzieci będą niepotrzebnie narażane na choroby, a rodzice pozostaną z poczuciem bezsilności wobec procedur, które powinny służyć pacjentom, a nie utrudniać im życie.

Czytaj także: https://mamadu.pl/185561,wspolczesne-dzieci-nie-moga-dostac-sie-do-pediatry-rodzice-nie-wytrzymuja