"Bezczelny mail o 7:30 w poniedziałkowy poranek. Tak szkoła kpi z rodziców i nauczycieli"
Zdarza się, że lekcje muszą zostać odwołane – czasem z powodu choroby nauczyciela, awarii technicznej czy innych nieprzewidzianych okoliczności. Jeśli zmiany w planie zajęć zdarzają się sporadycznie, rodzice raczej zbytnio się nimi nie przejmują. Co innego, jeśli towarzyszy temu pomieszanie z poplątaniem.
Bezczelny mail
"O 7:30 dostałam powiadomienie w telefonie, jest wiadomość w dzienniku elektronicznym. Czytam i nie wierzę własnym oczom. Zajęcia planowane na 8:00, które wcześniej zostały odwołane, jednak się odbędą. To jakiż żart? Taka informacja 30 minut przed rozpoczęciem lekcji?
Co ta dyrekcja sobie myśli? Że my siedzimy i tylko czekamy na jakieś nowe pomysły i plany lekcyjne? Kilka dni temu odwołali biologię, bo nauczycielka jest nieobecna z powodu choroby. Podobno grypa, wiadomo, że nauczycielka musi dojść do siebie. Dobrze, że nie przyszła do szkoły, bo by innych pozarażała. I nagle z rana piszą, że lekcja jednak będzie.
Chyba nie muszę pisać, że syn ma nieobecność, bo o 7:30 to on sobie jeszcze smacznie spał w łóżku. Z tego co wiem, to połowa rodziców dopiero po czasie odczytała wiadomość. Przecież my nie siedzimy z telefonem w ręku i nie czekamy, aż do nas napiszą. Podobno na biologii pojawiło się tylko 7 osób, z 25! Dzieci nie dotarły na zajęcia, bo dyrekcja zachowała się w taki, a nie inny sposób.
To brak szacunku dla uczniów, rodziców i nauczycieli. Bo przypuszczam, że ta nauczycielka, która poprowadziła lekcję, o zastępstwie też się dowiedziała w ostatniej chwili" – czytam w nadesłanym liście.
Doskonale rozumiem oburzenie naszej czytelniczki, bo jakby nie patrzeć, dyrekcja postawiła rodziców i uczniów w niezręcznej sytuacji. Brak organizacji budzi frustrację, która prędzej czy później znajdzie ujście i doprowadzi do erupcji wulkanu negatywnych emocji.