Wydawać by się mogło, że nauczyciele powinni świecić przykładem. Być wsparciem nie tylko dla uczniów, ale i dla siebie nawzajem. Fajnie by było, gdyby dodawali sobie otuchy, dzielili pomysłami i wspólnie próbowali wypracować rozwiązania, które przyniosą same korzyści współczesnemu pokoleniu. Zapowiada się obiecująco, ale w tym momencie czar pryska.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Najcieplej wspominam nauczycieli z powołaniem. Tych, którzy mieli jakiś pomysł na prowadzenie lekcji. Tych, którzy chcieli zarazić nas pasją do danego przedmiotu, ale w sposób, który nikogo nie paraliżował. Bez niepotrzebnej presji, poprzeczki zawieszonej na zastraszająco wysokim poziomie. Tych, którzy traktowali nas po ludzku.
Kreatywne pomysły
Nauczyciele, którzy dopiero rozpoczynają swoją szkolną przygodę, wnoszą powiew świeżego powietrza. Mają głowę pełną pomysłów i kreatywnych rozwiązań. Nie boją się nowego, nieznanego, a nawet tego, co nieco kontrowersyjne i przebojowe. Mam jakieś nieodparte wrażenie, że bardziej im się chce.
Z doświadczenia i obserwacji wiem, że uczniowie za takimi nauczycielami przepadają. O wiele łatwiej i chętniej uczą się czegoś, co zostało im przedstawione w ciekawy sposób, a nie jako sucha regułka do wyuczenia.
Byłam święcie przekonana, że "stara" i doświadczona kadra pedagogiczna lubi zetknąć i zapoznać się z "nowym" światem, z nowymi nauczycielami, którzy mają świeże spojrzenie. Byłam w błędzie. Wpis opublikowany na portalu Threads uświadomił mi, jak ta nauczycielska życzliwość naprawdę wygląda.
Nauczycielska... zazdrość?
Użytkowniczka @edukacyjna_rewolucja opisała zdarzenie, które miało miejsce w szkole, w której uczy.
"Dzisiejsza sytuacja naprawdę mnie poruszyła. Tak, jestem młodą nauczycielką. Nie, nie mam 20-letniego doświadczenia. Tak, prowadzę lekcje w sposób inny niż tradycyjny – bo chcę, żeby dzieci się rozwijały, a nie tylko przyswajały materiał. Tak, rodzice piszą do dyrektora, żebym to ja uczyła ich dzieci. Codziennie walczę – o lepszą edukację, o innowacyjne podejście, o rozwój. Każda lekcja to dla mnie ogrom pracy, pasji i zaangażowania.
Ale dzisiaj ... dostałam cios, który sprawił, że przez chwilę wszystko, co buduję, jakby straciło znaczenie. Rozmawiałam z koleżanką z pracy, chciałam wyjaśnić pewne nieporozumienie, bo zależy mi na dobrej współpracy. I wtedy usłyszałam: 'Czego ty ode mnie oczekujesz, przecież jesteś w wieku mojej córki'. Niby nic. Zwykłe zdanie. Ale w tym momencie zabrzmiało jak: 'Jesteś młoda, nie wiesz nic o życiu. Twoje zdanie nie ma znaczenia'(...)”.
Młodsza nauczycielka poczuła się tak, jakby ktoś podważył jej kompetencje. Może też zwątpił w jej umiejętności. I tak się właśnie zastanawiam, czy o to w tej całej edukacji chodzi? O podcinanie skrzydeł, demotywowanie i pokazywanie, że władzę ma ten, kto w szkole dłużej pracuje?
A ty spotkałaś się kiedyś z taką sytuacją? Napisz na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl