"Przygotowałam rosół z piekarnika. Teściowa odpaliła się jak rakieta"
Z tego co udało mi się zaobserwować, wyróżniamy dwa rodzaje relacji z teściową: dobrą i złą. Tak jakby nie ma nic pomiędzy. Bo albo jest dobrze, fajnie czy po prostu poprawnie, albo układa się do... kitu (o tak, żeby nie napisać inaczej). Zabieramy się za czytanie listu.
Smaczny rosół z piekarnika
"Ślub wzięliśmy trzy lata temu, rok później na świat przyszedł nasz synek Mikołaj. Relacja z teściami zapowiadała się na nawet owocną, do momentu, w którym na moim palcu nie pojawiła się obrączka. Po formalnościach teściowa zaczęła pokazywać swoje prawdziwe oblicze, a ja za wszelką cenę starałam się zrobić coś, by nasze życie nie przerodziło się w nieustanną walkę. Kiedy ona mnie krytykuje, ja się uśmiecham. Kiedy wbija mi szpilki pod żebra, ja udaję, że nie boli.
Jej kąśliwe zachowanie i niezbyt przyjemne reakcje starałam się sobie jakoś tłumaczyć. Do czasu, bo w końcu miarka się przebrała.
Nasz ostatni niedzielny obiad zamienił się w prawdziwą bitwę na kuchenne argumenty. Postanowiłam przygotować rosół z piekarnika, o którym ostatnio słyszałam same zachwyty, ochy i achy. Byłam podekscytowana, bo zależało mi na czymś wyjątkowym i nowoczesnym. Wyszło naprawdę pysznie – delikatny, aromatyczny, przepełniony smakiem pieczonych mięs i warzyw. Byłam dumna, bo efekt przerósł moje oczekiwania.
Niestety, ale moja 'kochana' teściowa miała zupełnie inne zdanie. Gdy tylko dowiedziała się, że warzywa i mięso piekłam, nie zostawiła na mnie suchej nitki. 'Warzywa się gotuje, a nie piecze' – powtarzała, z niedowierzaniem kręcąc głową. Czułam, że cokolwiek bym zrobiła, nie zyskałabym jej aprobaty. Teściowa ma swoje przekonania, które uważa za jedyne słuszne.
Żadne unowocześnienia w kuchni nie mają wstępu do jej świata. Stoi znak zakazu i tyle w temacie. Mąż próbował ratować sytuację, teść zbytnio się nie odzywał, bo on z natury teściowej się nie sprzeciwia. Starałam się, ale wyszło jak zwykle. Czy żałuję? W sumie zaczęło spływać to po mnie jak po kaczce. Chyba ten rosół otworzył mi oczy i dał do zrozumienia, że co bym nie zrobiła, czego nie powiedziała, to i tak będzie źle.
Chociaż byłam rozczarowana jej reakcją, to wiem jedno – rosół był naprawdę wyśmienity, a reszta rodziny zjadła go z wielkim apetytem. Czy rzeczywiście w kuchni nie ma miejsca na eksperymenty i nowe metody? Ciekawa jestem, jak inne osoby radzą sobie z takimi starciami pokoleniowymi przy rodzinnym stole".