Znalazłam sposób na kłótnie między rodzeństwem. Wystarczyło jedno słowo
Rodzeństwo potrafi spierać się o drobiazgi, takie jak zabawki czy czas spędzony przed komputerem, ale jednocześnie jest dla siebie największym wsparciem w trudnych chwilach. Kłótnie są naturalnym elementem tej wyjątkowej relacji i często wynikają z różnicy charakterów, potrzeb czy rywalizacji o uwagę rodziców. Jednak to właśnie te konflikty, jeśli są konstruktywnie rozwiązywane, uczą dzieci empatii, kompromisów i sztuki komunikacji.
Mieszanka wybuchowa
Miłość między rodzeństwem, choć czasami przysłonięta codziennymi sprzeczkami, jest fundamentem ich relacji. Wiem, że moi synowie mogą na siebie liczyć, stoją za sobą murem i jeden dla drugiego zrobiłby wiele. Ale wtedy, gdy dzieje się coś naprawdę złego, gdy wkracza ktoś, kto chce namieszać czy wyrządzić krzywdę.
W zaciszu domowym, gdzie czują się bezpiecznie i wszystko jest pod kontrolą, spierają się o byle głupotę. A kiedy proszę o pomoc, posprzątanie w pokojach czy przygotowanie nakryć do stołu, zapada cisza. Jakby nie słyszeli, zapadli się pod ziemię.
Dopiero gdy wydam z siebie głośniejsze: "chłopaki", wyłaniają się zza zakrętu i patrzą jeden na drugiego. No i się zaczyna festiwal, niczym koncert skarg i zażaleń.
– Ja wczoraj kładem sztućce, teraz twoja kolej – mówi starszy.
– Ale ja przyniosłem talerze do kuchni – dodaje młodszy.
Jeden przekrzykuje drugiego. Zaczyna się niekończąca wymiana zdań, a ja stoję i czekam, bo obiad stygnie. Biorę trzy głębsze oddechy i liczę w myślach do dziesięciu. Wiem, że nie mogę krzyknąć, dać ponieść się emocjom, bo przecież nie w takiej atmosferze chcę ich wychowywać. Nie chcę, by tak wyglądał nasz dom.
I co ja, matka, mogę w takiej sytuacji zrobić? Ano wiele! Wystarczyło zmienić tylko jedną rzecz, wypowiadać jedno słowo, by w domu zapanował "umiarkowany" spokój i harmonia.
Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam?
Zaczęłam zwracać się do chłopców po imieniu. Prośby o pomoc kieruję do konkretnego z nich, a nie do ogółu, który udaje, że nie słyszy.
– Jasiu, nakryj do stołu, proszę, a ty Franiu zabierz ze stołu wasze zabawki – mówię i zaczyna dziać się magia. Każdy robi to, co do niego należy. Bez niepotrzebnych kłótni, sprzeczek i nieustannego marudzenia. Dlaczego ja wcześniej nie wpadłam na taki pomysł? Ale jak to mówią, lepiej późno niż wcale. Moi synowie są swoimi największymi przyjaciółmi, sojusznikami i życiowymi kompanami. I wierzcie mi, ale zrobię wszystko, by tak jak najdłużej zostało. Więź między rodzeństwem, choć niekiedy trudna i burzliwa, jest jedną z ważniejszych i piękniejszych w życiu. Chcę ją pielęgnować.