Z tym pokoleniem nie da się dogadać. Pytanie o ziemniaki najlepszym dowodem

Klaudia Kierzkowska
03 grudnia 2024, 15:52 • 1 minuta czytania
Współczesne pokolenie dzieci i młodzieży używa słów, których znaczenia niekiedy nie rozumiem. By nie wyjść na matkę z poprzedniej epoki i "starą zrzędę", robię dobrą minę do złej gry. Potem ukradkiem sprawdzam, co jegomość do mnie powiedział, zakodowuję, by następnym razem szybciej się dogadać. Ale oni wcale nie są lepsi, mam na to niezbity dowód.
Współczesne pokolenie dzieci musi się jeszcze dużo nauczyć. fot. schan/123rf
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Przyznaję, nie znałam znaczenia większości młodzieżowych słów roku 2024. Nie miałam pojęcia, co kryje się pod: "delulu", "womp womp" czy "oi oi oi baka". Dla mnie to słowotwórstwo, jakaś dziwna kombinacja, zlepek liter. Słowa powstały stosunkowo niedawno, zostały wykreowane przez współczesne pokolenie dzieci. Wiem, że nie tylko dla mnie były zaskoczeniem.


Co ty do mnie mówisz?

Starsze pokolenia nie znają znaczenia słów o niewiadomym pochodzeniu. Przewracają oczami, kiedy nastolatki czy nawet dzieci mówią do nich niezrozumiałym językiem. Hola hola! Ale te dzieciaki wcale nie są lepsze, sytuacja z mojego kuchennego zacisza jest na to najlepszym dowodem. Rozsiądźcie się wygodnie, bo właśnie rozpoczyna się komedia.

Przygotowywałam obiad. Mój 5-letni syn szwendał się po kuchni, był znudzony i widać było, że nie ma humoru. Zaproponowałam wspólne gotowanie i poprosiłam, by podał mi kartofle. Mina, jaką zobaczyłam na jego twarzy, była bezcenna – absolutne niezrozumienie. Wywrócił tymi swoimi dużymi oczami, spojrzał i po chwili ciszy zapytał: "A co to jest?".

W pierwszej chwili pomyślałam, że może to żart. Jednak szybko zrozumiałam, że dla mojego dziecka kartofle są czymś egzotycznym. Już prędzej podałby mi mango czy nawet marakuję niż kartofel. Polski kartofel, który niemalże każdego dnia gości na naszych talerzach. Czasami ugotowany, najzwyklejszy na świecie, niekiedy pod postacią frytek, pyz czy kartaczy.

Dla niego to ziemniaki, a każda inna nazwa bulw, z których można przygotować frytki, brzmi tajemniczo, jak z czasów przeszłych, jak relikt z książek, które czytali jego dziadkowie. Ten drobny epizod uświadomił mi, jak bardzo zmienia się język i kultura codziennego życia, nawet w tak podstawowych sprawach jak nazewnictwo warzyw.

Odcięcie od przeszłości

Czy to, że nasze dzieci nie znają słów takich jak kartofle, jest symbolicznym dowodem na odcięcie ich od korzeni? Wydaje się, że współczesne pokolenie coraz bardziej oddala się od tradycji, języka i od wartości, które były fundamentem naszego wychowania. W tym kontekście prosty ziemniak staje się symbolem przepaści pokoleniowej.

Może zabrzmi to przesadnie, ale obawiam się, że wychowujemy pokolenie, które, choć świetnie poradzi sobie z technologią, nie będzie miało pojęcia o własnej przeszłości, tradycjach i bogactwie języka. Czy naprawdę tego chcemy? Czy na tym nam zależy? Czy pokolenie dzieci, które nie zna znaczenia słowa kartofel, ma szansę przetrwać?

Czytaj także: https://mamadu.pl/190160,wspolczesne-pokolenie-uczniow-wyginie-ten-rysunek-to-cios-prosto-w-serce