Gdybym współczesne pokolenie uczniów miała opisać tylko jednym słowem, postawiłabym chyba na: odważne. Jednak gdybym miała opowiedzieć o tym, czego się boję i co mnie niepokoi w ich zachowaniu, musiałabym chyba napisać elaborat. Wątpliwości, lęków i niejasności drzemie we mnie mnóstwo. Jednak ostatnie zadanie domowe i wiadomość od wychowawczyni jeszcze szerzej otworzyła mi oczy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Przyglądam się moim dzieciom każdego dnia, bardzo uważnie. Jestem obecna, towarzyszę im na każdym kroku, ale stoję obok. Nie wpycham się na siłę i nie rozpycham łokciami. Kiedy zaproszą mnie do swojego świata, wchodzę i czuję się jak w gościach. Jednak kiedy chcą pobyć same, tylko ze sobą, daję im przestrzeń i czas. Bo wiem, że to ich kształtuje. Pozwala zebrać myśli, spojrzeć na pewne sprawy z perspektywy, zastanowić się i wyciągnąć wnioski.
Nasze proste życie
Staram się dać moim dzieciom piękne wspomnienia. Sprezentować im chwile, do których myślami będą wracały w trudniejszych momentach swojego życia. Zależy mi na ich poczuciu bezpieczeństwa, spełnieniu i szczerym, nieograniczonym niczym uśmiechu. Lubię patrzeć, jak bawią się w piachu, jeżdżą na rowerze czy budują szałas z gałęzi.
A kiedy im się tak przyglądam, popijając ciepły rumianek, zastanawiam się, czy my nie jesteśmy trochę z innej bajki? Jak dinozaury, które wyginęły. Moi synowie nie mają jeszcze swoich telefonów, komputerów i laptopów (i póki co to się nie zmieni). Dodam tylko, że najstarszy syn ma 8 lat. Bajki oglądają tylko wieczorami, ale też nie każdego dnia.
Z jednej strony jestem z tego dumna, a z drugiej trochę się boję i zastanawiam, czy przypadkiem nie wyrządzam im krzywdy? Biłam się z myślami, ale do czasu. Praca domowa, którą zadała wychowawczyni, jeszcze szerzej otworzyła mi oczy.
Co tu się dzieje?
Uczniowie mieli narysować rysunek, który przedstawia to, jak spędzili miniony weekend. U nas kartka była podzielona na pół: z jednej strony sobota i rodzinne zbieranie grzybów, a z drugiej niedziela i wizyta u babci.
Bodajże dwa dni później otrzymaliśmy wiadomość od wychowawczyni. To nie była prośba, a raczej wołanie o pomoc. Sens był taki: prawie połowa uczniów narysowała siebie leżących na kanapie i oglądających telewizor albo grających na Xboxie. Na szczęście nie była to większość, ale też nie były to pojedyncze przypadki, co bardzo zaniepokoiło wychowawczynię.
I może nie powinnam tego pisać, ale byłam z nas (moich dzieci) tak bardzo dumna. Z jednej strony cieszyłam się, bo czułam, że odniosłam jakiś wychowawczy sukces, a z drugiej zastanawiałam, co wyrośnie z tego pokolenia.
Czy dzieci, które w wieku 8 lat weekend spędzają z tymi nowymi technologiami w ręku, mają szansę przetrwać? Dlaczego dzieci nie są dziećmi, a na siłę próbuję wkroczyć do świata dorosłych, tego wirtualnego, który z rzeczywistością nie ma nic wspólnego?