Współczesne pokolenie dzieci wyginie. Sytuacja z grą planszową dowodem
Mijają tygodnie, miesiące i lata. Ola przestaje być raczkującą po całym domu dziewczynką, a przemienia się w dzielnego przedszkolaka. Tomek nie jest niesamodzielnym maluszkiem, a staje się ciekawym świata chłopcem. Dzieci dorastają, a my często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Zachowujemy się tak, jakbyśmy zatrzymały się w miejscu i zapomniały o najważniejszym.
Wciąż o tym zapominamy
Krążymy nad swoimi dziećmi jak helikoptery, trzymamy je pod kloszem i chronimy przed złem całego świata. Mamy dobre intencje. Wszystko, co robimy, to z myślą o nich. Czasami odwracamy ich wzrok od tego, co smutne, niewygodne i krzywdzące. Zasłaniamy uszy, by nie dotarły do nich złe informacje. Zdarza się, że wyręczamy i wszystko podsuwamy pod nos.
Zapominamy o najważniejszym: samodzielności, zaradności i odporności. Zapominamy o rzeczach, których powinnyśmy nauczyć nasze dzieci. Bo liczy się nie tylko to, co miłe, przyjemne i wygodne, ale także i kwestie niekomfortowe i wymagające. Bo choć nie wiem, jakbyśmy się starały, nasze dziecko w końcu wyfrunie z gniazda i pójdzie własną drogą. Tylko z jakim bagażem? No właśnie, ta kwestia jest kluczowa.
Zagrajmy w planszówkę
Wiem, bo przeżyłam to na własnej skórze. Sama brałam udział w tym przedstawieniu. Taka sytuacja: rodzice grają z przedszkolakiem w planszówkę. Niestety, ale maluch jest na przegranej pozycji. Co robią rodzice? Kręcą, kombinują i zmieniają zasady gry, bo chcą, by dziecko wygrało.
Nagle zaczynają bić brawo i mówią: "Super ci poszło, zająłeś pierwsze miejsce". Następnym razem sytuacja się powtarza, po miesiącu i roku także. Rodzice nie chcą, by ich dziecko było na przegranej pozycji, by stanęło poza podium, by poczuło się słabsze, gorsze, niewystarczające. Słusznie? Niekoniecznie.
Mamy tutaj dwie strony medalu. Dziecko jest zadowolone, pewne siebie i dowartościowane. Ale nie wie, czym jest przegrana, nie wie, z czym ją się je. I o ile w pierwszych latach życia nie jest to jakiś szczególny problem, to w końcu pojawią się schody.
Co z tym pokoleniem?
Czy rodzice, którzy pierwszy, drugi i dziesiąty raz dają dziecku wygrać, zdają sobie sprawę z tego, że wyrządzają mu krzywdę? Że nie uczą, czym jest przegrana i jak sobie z nią radzić? Czy zastanawiają się nad tym, jak dziecko zniesie porażkę w szkole, czy w późniejszych latach edukacji? Co poczuje, gdy ktoś wytknie mu błąd i zarzuci niekompetencje?
Nie wstanie, nie otrzepie i nie pójdzie dalej, a schowa głowę w piach i będzie się bało podnieść wzrok. Nie zawalczy o swoje, a podda się bez walki. Czy takie pokolenie chcemy wychować? Wątpię.