Witamy w Polsce absurdów. Tu pijanych facetów traktuje się lepiej niż głośne dzieci

Martyna Pstrąg-Jaworska
08 października 2024, 12:43 • 1 minuta czytania
Wiele razy słyszałam, że strefy bez dzieci są potrzebne, żeby dorośli mogli odpocząć bez krzyków, płaczu, awantur kilkulatków. Zapominamy jednak, że dorośli często zachowują się jeszcze gorzej. Do pijanych, drących się mężczyzn w pociągu nikt się nie przyczepi, bo ludzie się ich boją. Dzieciom i ich rodzicom za to oberwie się na pewno.
Sytuacja z pociągu z dziećmi i pijanymi mężczyznami pokazuje kontrast. fot. uraneva/123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Polacy nienawidzą dzieci

Niedawno w naszym portalu pisałam o problemie wykluczenia dzieci z przestrzeni publicznej. Wyraziłam wtedy żal i smutek, że najmłodsi są traktowani jak grupa społeczna, która nie powinna mieć wstępu do niektórych miejsc ze względu na to, że dorośli chcą tam przebywać w ciszy i spokoju. Nie chodziło o to, że jakieś otoczenie zaszkodzi dziecku (jak np. w przypadku zakazu wstępu dla osób przed 21. rokiem życia do brytyjskich pubów), ale o to, że dorośli chcą stref bez udziału dzieci, by móc w nich odpoczywać.


Temat wtedy bardzo poruszył czytelników. Dostałam kilkanaście wiadomości, że dzieci nie powinny mieć wszędzie wstępu, bo dorośli też mają prawo odpoczywać od najmłodszych. Nikt nie pomyślał o tej sytuacji z perspektywy dzieci, które są traktowane jak gorszy sort człowieka, tylko dlatego, że ich emocje i układ nerwowy nie są jeszcze w pełni rozwinięte i nie zawsze panują nad tym, że zaczynają płakać itp.

O jednej z takich sytuacji z udziałem dzieci i kontrastujących do nich dorosłych napisała Aleksandra Żabicka, terapeutka ACT, autorka książki "Rodzic pod presją", wykładowczyni, tłumaczka, mama dwójki dzieci. W swoich mediach społecznościowych Żabicka oprócz treści związanych ze swoją pracą z dziećmi, młodzieżą i rodzicami, opowiada czasami o sytuacjach z życia prywatnego.

Mali pasażerowie w pociągu

Na portalu Threads przytoczyła historię ze swojej podróży pociągiem: "Jadę Pendolino. W przedziale jedzie czterech facetów około trzydziestoletnich. Rozmawiają, jakby byli sami w pociągu – głośno, z przekleństwami, co chwila salwy śmiechu, do tego wymykają się do Warsa na piwo, więc z każdym powrotem jest coraz głośniej. Wysiadają, a na ich miejsce przychodzi rodzina z dwójką dzieci, na oko 3 i 6 lat. Dzieci są wyjątkowo spokojne. Jedyne, co robią, to czasem o coś zapytają, czasem wymienią parę zdań, czasem nawzajem się rozśmieszą i chichrają".

Kontrast, jaki widać od pierwszej sekundy między pasażerami na tych samych miejscach, jest ogromny. Głośni, pijani mężczyźni, którzy nie przebierają w słowach, przeszkadzają innym podróżującym, niewybrednie żartują i są wulgarni. Wszyscy boją się im zwrócić uwagę, bo nikt nie chce awantury, a nawet agresji ze strony panów.

Z drugiej strony: rodzina z dwójką dzieci. Rodzice, którzy starają się panować nad dziećmi, nie powalają im krzyczeć, rozmawiają i rozśmieszają się nawzajem. Zero agresji, zero obrzydliwych komentarzy i strachu oraz poczucia żenady ze strony innych podróżujących. A mimo tych różnic, to rodziny z dziećmi są wykluczane, wytykane jako te niechciane w społeczeństwie. Jakoś na pijanych, wulgarnych facetów nikt nie narzeka.

Nie chcą, by ich dzieci komuś przeszkadzały

"Zresztą ten ich śmiech jest mega zaraźliwy. Rodzice dzieci przez 4 godziny podróży nie robią nic innego, tylko uciszają chłopców. Są wyraźnie speszeni i spięci. I myślę sobie, że oni (dorośli) po prostu cholernie się stresują, że dzieci komuś przeszkodzą, że ktoś im zwróci uwagę.

Wyobrażam sobie, że nie raz tak było. Co to za świat, w którym dziecko nie może powiedzieć paru słów głośniej, w którym oczekuje się od niego zachowań, na które nie jest gotowe, a banda dorosłych gości nie ma żadnej refleksji, że może komuś przeszkadzają i że ich zachowanie nie jest OK? Ich nikt nie opieprzy, prawda?" – pisze w dalszej części wypowiedzi Żabicka.

I ma niestety rację. W naszym społeczeństwie pijani, głośni i wulgarni ludzie są dla otoczenia mniej szkodliwi niż bawiące się i hałasujące dzieci. A może inaczej: rodzicom inni nie boją się zwrócić uwagi, zmieszać ich z błotem, kiedy dzieci nie zachowują się cicho, spokojnie i idealnie (co jest wręcz niemożliwe w przypadku małych dzieci).

Wielkim mężczyznom, którzy popijają piwo i niewybrednie żartują, hałasując, nikt nic nie powie, bo się ich boi. Strach przed ich agresywną reakcją sprawia, że są w społeczeństwie traktowani bardziej neutralnie, niż wesołe, spokojne dzieci. To paranoja, prawda?

Czytaj także: https://mamadu.pl/188854,nienawisc-do-dzieci-kwitnie-uspokojcie-sie-sami-tez-byliscie-babelkami