"Rosnące ceny masła odbiją się na moim dziecku. Mogę winić tylko państwo"

Klaudia Kierzkowska
08 października 2024, 13:16 • 1 minuta czytania
Rosnąca inflacja już od dłuższego czasu budzi w nas negatywne emocje. Szybujące w górę ceny towarów i usług widoczne są niemalże na każdym kroku. To zmusza nas do zmian i ograniczeń. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, jeśli te wyrzeczenia dotyczą naszych dzieci.
Rosnąca inflacja daje nam w kość. fot. Eryk Stawinski/EastNews
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

W teorii: inflacja to proces wzrostu ogólnego cen w gospodarce. To zmiany cen konsumpcyjnych towarów i usług nabywanych przez przeciętne gospodarstwo domowe. W praktyce: rosnące rachunki za prąd, szybujący w górę czynsz i coraz to droższe zakupy w spożywczaku.


Inflacjo, weź się zatrzymaj

Już od dłuższego czasu inflacja w Polsce utrzymuje się na wysokim poziomie. Pandemia, wojna i wzrost kosztów energii zrobiły swoje. Wzrost cen wyczuwamy niemalże na każdym kroku. I o ile my, dorośli, z większą łatwością możemy zrezygnować z kupna nowego ubrania, ulubionego smakołyku czy wyjścia do teatru, to dzieci do pewnych spraw nie podchodzą z takim rozsądkiem i wyrozumiałością.

O swoich codziennych zmaganiach, wyrzeczeniach i sposobach na walkę z inflacją opowiedziała nam Marzena, mama 7-letniej Sary.

Ach to masło!

"Kombinuję na różne sposoby, no bo nie mam innego wyjścia. Kiedyś za 100 zł to robiłam całkiem fajne zakupy w spożywczaku. Teraz idę, ledwo przykryję dno koszyka i już 150 zł muszę zapłacić. A jeśli chcę zrobić jakieś większe zakupy na kilka dni, to 300 zł pęknie jak nic. I nie myślcie, że ja jakoś szaleję. Nic z tych rzeczy. Same podstawy: warzywa, owoce, nabiał, mięso, ryby i ewentualnie jakieś ciasteczka do kawy.

Tak się cieszyłam, że cena masła spadła. Jak była jakaś promocja, to nawet za 3,50 zł można było kupić. My dużo masła kupujemy, bo tu do kanapek na śniadanie i do szkoły, tu do ciasta i kostka po kostce ubywa. I wyobraźcie sobie, jakie było moje zdziwienie, gdy nie tak dawno poszłam do sklepu i zobaczyłam, że za tą malutką kostkę masła muszę prawie 8 zł zapłacić. Tak się wściekłam, że aż wszystko się we mnie zagotowało. No oczywiście, że nie kupiłam tego masła, bo wtedy chyba trzech kostek potrzebowałam.

Zrobiłam małą zamiankę. Do wypieków wzięłam najtańszą margarynę, a dla nas (dla mnie, męża i córki) jakąś trochę lepszą. Ale i tak dużo zaoszczędziłam. I tak, póki co chodzę i tę margarynę kupuję. Wiem, że ona kostce masła pod względem smaku i wartości nawet do pięt nie dorasta, ale co mam zrobić? Jak będę tak szalała, to zaraz nam do końca miesiąca nie starczy. Nic nie poradzę, mogę sobie tylko pomarudzić na to, co dzieje się w naszym państwie".

Choć na inflację mamy bardzo ograniczony wpływ, to możemy nieco złagodzić jej skutki. Marzena masło zastąpiła margaryną, słusznie? Ze względu na witaminy i cenne składniki radzilibyśmy raczej zostać przy droższej kostce masła, ale tutaj decyzję oczywiście pozostawiamy czytelniczce.

Co zatem możemy zrobić? Kupować na promocjach, śledzić rabaty i nie wydawać na niepotrzebne rzeczy. Droższe ubrania można zastąpić tymi z lumpeksu (a tam naprawdę można znaleźć perełki w idealnym stanie). Dobrym pomysłem jest też miesięczne planowanie budżetu i trzymanie się ustalonych założeń. Z inflacją nie wygramy, ale możemy spróbować nauczyć się z nią żyć.

Czytaj także: https://mamadu.pl/183959,to-pokolenie-nie-zna-wartosci-pieniadza-zycie-ponad-stan-to-standard