Rodzice powariowali. Zaczęły się choroby w przedszkolu, winą obarczają nauczycielki

Martyna Pstrąg-Jaworska
01 października 2024, 13:28 • 1 minuta czytania
Jesień w przedszkolu to przede wszystkim czas wzmożonych infekcji wśród dzieci. Kilkulatki przez chorowanie nabywają odporności, ale mało który rodzic jest z tego faktu zadowolony. Niestety czasami winą za choroby obarczone są przedszkolne nauczycielki. Tak jest w przedszkolu, do którego chodzi córka naszej czytelniczki.
Jesień w przedszkolach to zwykle czas infekcyjny. fot. Bartlomiej Wojtowicz/REPORTER/EastNews
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Dzieci budują odporność

Dzieci w wieku przedszkolnym najczęściej chorują w sezonie infekcyjnym, bo tak budują swoją odporność. Milena, mama 5-latki, opowiedziała o swojej perspektywie jesiennych chorób córki: "Moja Lilka jest przedszkolakiem już kolejny rok: obecnie chodzi do grupy 5-latków. Już zdążyłam się przez te kilka lat pogodzić z tym, że jesienią i wiosną jest największy wysyp infekcji. Zwykle w tych miesiącach prawie zawsze towarzyszy nam katar i napięcie, czy następnego dnia nie wstanie z gorączką i kiedy katar przejdzie w kaszel albo zapalenie ucha.


Z przedszkolakami tak po prostu jest i zawsze, kiedy córkę dopada jakaś choroba, słyszę w głowie słowa jej pediatry, która powtarza, że dziecko musi chorować w przedszkolu, żeby nabrać odpowiedniej odporności na kolejne lata życia. Nie jest to łatwe, ale trochę się z tym pogodziłam i zwykle na sezon infekcyjny trzymam kilka dni urlopu w pracy, a moja szefowa wie też, że w tym czasie mogę znienacka wziąć L4 na dziecko. Sama też ma dzieci, więc doskonale to rozumie".

Rodzice tego nie rozumieją

"Niestety nie wszyscy rodzice są tacy spokojni i pokorni wobec zaistniałej sytuacji. W grupie córki jest kilka takich matek, które przy każdym sezonie chorobowym robią regularnie awantury. Teraz już od początku września na facebookowej grupie wrze. Niektórzy rodzice z uszczypliwością wytykają, że inni przyprowadzają do przedszkola dzieci z katarem. Albo pytają z sarkazmem, jak dzieci mają być zdrowe, kiedy w grupie codziennie pojawia się jakieś chore dziecko" – opowiada Milena.

I dodaje: "Zupełnie nie rozumieją, że nie każdy może zostać z dzieckiem przez 2-3 tygodnie w domu tylko dlatego, że to ma katar. Nie znam lekarza, który dałby mi zwolnienie na dziecko, któremu nic nie jest, oprócz sporadycznego pociągania nosem.

Kilka dni temu doszły kolejne oskarżenia, kiedy zrobiło się chłodniej. Poranki i wieczory od kilku dni są dużo zimniejsze, więc rano dzieci są przyprowadzane do przedszkola w cieplejszych kurtkach i w czapkach. Później robi się ciepło, więc nauczycielki pozwalają dzieciom w salach zdejmować swetry i bluzy. Wiadomo, dzieci biegają, dużo czasu spędzają w ruchu, więc jest im ciepło".

Chore przez przeciąg?

"Rodzice są jednak oburzeni, bo nauczycielki w czasie, kiedy dzieci są w sali, postanowiły... przewietrzyć pomieszczenie. Matki były wkurzone tym, że dzieci bawią się w sali, a panie miały w tym czasie czelność otworzyć okna, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza. Rodzice uważali, że takie rzeczy powinno się robić wyłącznie wtedy, gdy dzieci są na spacerze, bo inaczej istnieje ryzyko, że przewieje je i będą chore.

Od razu pomyślałam o tym, jak niehigieniczne jest siedzenie w zamkniętym, dusznym pomieszczeniu i jak wtedy wielkie jest ryzyko zakażeń różnymi drobnoustrojami. Niestety to chyba takie pokolenie, które chucha i dmucha na dzieci, nie dając im nabyć samodzielnie odporności. Mówię wam, odliczam dni do czasu, kiedy córka pójdzie do szkoły i może wtedy będziemy mieć do czynienia z nieco mądrzejszymi rodzicami" – podsumowuje mama 5-latki.

Czytaj także: https://mamadu.pl/177775,zaprowadzilam-dziecko-po-chorobie-do-przedszkola-w-drzwiach-przezylam-szok