"Na coś takiego nie ma mojej zgody. Pani ze świetlicy nie powinna tego robić"

Klaudia Kierzkowska
01 października 2024, 13:03 • 1 minuta czytania
Sezon przeziębień rozpoczął się na dobre. Infekcje atakują nie tylko dzieci, ale też i nauczycieli. Pedagodzy otrzymują zwolnienie lekarskie, a dyrektorzy szkół organizują zastępstwa. Okrojona kadra pedagogiczna nie ułatwia im zadania, dlatego chwytają się wszystkich możliwych sposobów, które nie podobają się rodzicom.
Czy rodzic miał prawo się tak odezwać? fot. Pawel Wodzynski/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Mam poczucie, że zagalopowaliśmy się za daleko. Od szkoły i kadry pedagogicznej wymagamy czasami rzeczy niemożliwych. Stawiamy tak wysoko poprzeczkę, że nawet dyrektorzy placówek nie są w stanie jej przeskoczyć. Zapominamy, że to polski system oświaty, a nie prywatna szkoła w najbogatszej dzielnicy Nowego Jorku, w której za naukę płaci się krocie, a nauczyciele są niemalże na każde zawołanie uczniów i rodziców (w przenośni oczywiście).


Zebrania: zażalenia i skargi

Na szkolnych zebraniach rodzice wylewają swoje żale. Zarzucają nauczycielom tysiące rzeczy, winią za wszystko, co możliwe. Oczekują od nich cudów, a sami nie dają w zamian nic. Bo kiedy zostanie poruszony temat trójki klasowej, składek semestralnych, czy pada pytanie, który rodzic mógłby się zaangażować i pomóc, zapada cisza.

O sytuacjach, które nie powinny mieć miejsca, mogłabym napisać książkę i byłaby to gruba pozycja. Niektórzy rodzice są bardzo roszczeniowi i wymagający, a kiedy coś nie przebiega po ich myśli, mówią o tym, nie przebierając w słowach. Nie zastanawiają się, cze kogoś zranią, komuś sprawią przykrość. A powinni!

Chce mi się płakać

Nauczycielka prosi o anonimowość.

"Pracuję w świetlicy. Sprawuję opiekę nad dziećmi, które przekroczą próg mojej sali. Jesteśmy we trzy, wymieniamy się pracą i obowiązkami. Szkoła mieści się w małej miejscowości, także nie mamy nie wiadomo jakiego obłożenia uczniów. Wiem jednak, że w szkole też są braki kadrowe. Dyrektorka robi co może, ale czasami trudno jest związać koniec z końcem.

Problemy uwidaczniają się w szczególności w sezonie jesienno-zimowym, kiedy to infekcje są niemalże na porządku dziennym. Ostatnio na zwolnienie poszła wychowawczyni klasy pierwszej, nie będzie jej przez pięć dni. Zostałam poproszona przez panią dyrektor o sprawowanie zastępstwa. Dostałam informację, co z dziećmi mam przerobić. Dla mnie to nie jest żadna nowość, bo już kilka razy stałam po tej stronie biurka.

Poniedziałek był pierwszym dniem zastępstwa, a we wtorek się zaczęło. Dzieci chyba opowiedziały rodzicom o nieobecności wychowawczyni i o tym, że to ja je teraz uczę. Po zakończonych lekcjach wychodzę z klasy, a tu już czeka na mnie jedna z mam.

'Czy pani jest osobą kompetentną, by uczyć moje dziecko? Pani to w ogóle jakieś studia skończyła? Bo śmiem wątpić' – zapytała, a mi zabrakło języka w buzi, aby jej odpowiedzieć. Nie spodziewałam się takich słów, bo nigdy nikt mi niekompetencji i głupoty nie zarzucił. Do domu wróciłam ze łzami w oczach, bo tak mnie to dotknęło.

W ramach wyjaśnienia, w statucie szkoły jest informacja o tym, że nauczyciel świetlicy może sprawować opiekę nad uczniami w zastępstwie za nieobecnego nauczyciela. Mam wiedzę, kompetencje i uczę dzieci zgodnie z prawem".

Czytaj także: https://mamadu.pl/176629,syn-przesiaduje-na-swietlicy-od-jego-nauczycielki-uslyszalam-przykre-slowa