Marzyliśmy o dużym rodzinnym domu. Przeprowadzka do niego okazała się porażką

Martyna Pstrąg-Jaworska
24 września 2024, 14:45 • 1 minuta czytania
Mieszkanie w samodzielnym jednorodzinnym domu to dla wielu rodziców marzenie, bo każdy mógłby tam mieć przestrzeń dla siebie. Nasza czytelniczka opowiedziała o przeprowadzce swojej rodziny do takiego miejsca. Nagle okazało się, że mieszkanie w domu na obrzeżach miasta z trójką dzieci to koszmar.
Czytelniczka nie przypuszczała, że jej wymarzony dom okaże się porażką. fot. zinkevych/123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Dom miał dać im przestrzeń

Wielu rodziców, mieszkających w mieszkaniach w bloku z kilkorgiem dzieci, marzy o większej przestrzeni i np. domu pod miastem. Nasza czytelniczka zdecydowała się na taką zmianę: "W zeszłym roku przeprowadziliśmy się do jednorodzinnego domu, na który odkładaliśmy z mężem pieniądze już od wielu lat. Kto kiedykolwiek budował dom, wie, ile to stresu i kosztów, więc kiedy już z trójką dzieci wprowadziliśmy się do niego, poczułam ogromną radość.


Wreszcie nie musieliśmy cisnąć się w bloku w 2 pokojach, teraz synowie mają wspólny duży pokój, a córka: własny, w którym bracia nie zabraniają jej mieć wszystkiego w różowym kolorze. Ja miałam mieć łatwiej, dzięki temu, że wszystkie przedmioty nie są na kupie na małym metrażu w bloku: teraz każdy ma w domu dla siebie przestrzeń, a ja mam biurko i odpowiednie miejsce, kiedy pracuję zdalnie.

Dotychczas gnieździłam się z laptopem na kuchennym stole, co dla wszystkich było utrudnieniem. Teraz już ponad rok mieszkamy w domu na obrzeżach miasta i myślałam, że wszyscy na tym wyjdziemy na plus. Niestety z każdym kolejnym miesiącem widzę coraz więcej minusów, a od września pojawiły się kolejne".

Problemy z dojazdem i kolegami

"Córka skończyła 4 lata i poszła do przedszkola. Niestety nie dostała się do placówki w naszym sąsiedztwie, tylko do przedszkola, które jest od naszego domu dalej. Teraz jeszcze ostatni rok chodzi tam jeden z synów, więc pod tym względem jest łatwiej: zamiast do 3 placówek, odwożę dzieci tylko do dwóch, choć nieco bardziej od nas oddalonych.

Niestety mieszkamy w takim miejscu, w którym, jak się okazuje, każdego ranka są ogromne korki. Nie ma też komunikacji miejskiej, więc dowożenie dzieci samochodem to przymus. Dojazd do szkoły/przedszkola naprawdę zajmuję prawie godzinę – to tak jakbym z mojego domu musiała jeździć codziennie do Warszawy, która oddalona jest od mojego miejsca zamieszkania o 50 km" – opowiada mama trójki. I dodaje:

"Kolejnym problemem jest odosobnienie. Dzieci mają spory teren dookoła domu i przestrzeń w swoich pokojach. Ale kiedy mieszkaliśmy na osiedlu bloków, cała 3 (tak, nawet ta najmłodsza wtedy 3-latka również) wychodziła na osiedlowy plac zabaw, który był tuż pod naszymi oknami. W bloku było pełno dzieci i nietrudno było o kompanów do zabawy. Teraz mieszkając w domu, muszę dzieciom organizować towarzystwo. Dzwonię po znajomych, zapraszam wszystkich do siebie albo wybieramy się na miejski plac zabaw.

Zapewnienie im towarzystwa zajmuje mi więcej czasu niż wcześniej. Okazało się, że dom pod wieloma względami zabrał mi dużo wolnego czasu, a bycie mamą w nim jest trudniejsze, niż podczas mieszkania w bloku. Zupełnie nie brałam pod uwagę takiej zmiany. Teraz bardziej czuję, że jestem rodzinnym logistykiem, kierowcą i sprzątaczką (bo większy dom to też więcej bałaganu). Gdybym miała ponownie realizować swoje marzenie o domu, mocno bym się zastanowiła" – kończy wiadomość czytelniczka.

Czytaj także: https://mamadu.pl/178216,sasiedzi-raczej-na-dystans-dzieki-temu-moj-dom-nie-jest-swietlica