![Fot. Flickr.com / [url=https://www.flickr.com/photos/robef/8343719306/]Rob Faulkner[/url] / [url=https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/]CC BY[/url]](https://m.mamadu.pl/5f53f7d64a6391db0e65a703d8e645f1,1500,0,0,0.jpg)
Ciasne mieszkanie na jednym z miejskich blokowisk? Marta zawsze wiedziała, że to nie dla niej. Miała swoje marzenie: dom za miastem. A przecież marzenia są po to, by je realizować, prawda? Szkoda tylko, że nie zawsze ich spełnienie okazuje się tak piękne, jak to sobie wymyśliliśmy.
Marta w czasach studenckich przez kilka lat wynajmowała ciasne mieszkanie wspólnie z koleżanką. W podobnym mieszkaniu też się wychowała. Miała tego dość. Zawsze marzyła o tym, by mieć dom za miastem. Nie musi być duży, ani luksusowo urządzony, po prostu chciała uciec od szarości miejskich blokowisk. Na szczęście jej narzeczony Krystian marzył o tym samym co ona.
Kolejne problemy pojawiły się, kiedy na świat przyszły ich dzieci. – Kiedy brakowało mi czegoś w kuchni, musiałam pakować dzieci do wózka i przez dwadzieścia minut iść do najbliższego sklepu. Bo o tym, by zawczasu kupować absolutnie wszystko, co może być potrzebne dzieciom, szybko nauczyli się pamiętać zawczasu. Tutaj się nie da wyskoczyć do apteki pod domem.
Do przedszkola mieli daleko, codzienne dojazdy po całym dniu spędzonym poza domem były dla dziewczynek bardzo męczące. - Gdy starsza córka poszła do szkoły, chciała po południu móc odwiedzić koleżanki, uczestniczyć w zajęciach dodatkowych. To się okazało niemożliwe. Musieliśmy zostawić ją na świetlicy, z której ja albo Krystian zabieraliśmy ją po pracy. W domu byliśmy wieczorem – żali się Marta.
Może zainteresować cię także: "Nasze życie ograniczało się do prania, sprzątania, opieki nad dzieckiem". Jak zostać rodzicem i nie dać się rutynie?