Zamiast szykować się do szkoły, byczą się na all inclusive. To skrajna nieodpowiedzialność!
"Trafiłam na list mamy, która twierdzi, że wakacje trwają do samego końca sierpnia i tak należy traktować te dni. Jako czas wyjazdów, zabawy i lenistwa. Jej zdaniem nie powinno się wtedy zajmować ani wyprawką, ani niczym, co przypomina dziecku, że zaraz zaczyna się szkoła. Wkurzyłam się, bo to istny brak odpowiedzialności. Tacy rodzice myślą tylko i wyłącznie o sobie.
Ze szkodą dla dzieci
Znam ludzi z takim podejściem. Jedna znajoma wraca dziś z Turcji, z kolei inna koleżanka wróci z Hiszpanii dopiero w niedzielę. W nosie mają kupowanie wyprawki i przygotowanie dzieci do szkoły czy przedszkola. Ostanie dwa tygodnie sierpnia spędzają na all inclusive, śpiąc do południa, sącząc drinki, opalając się i patrząc, jak ich dzieciaki radośnie świrują w basenach.
Może i to regeneruje rodzica przed wrześniem, ale z pewnością nie pomoże dzieciom. Na maksa rozregulowane wyjazdem, na którym śpią, ile chcą, biegają, ile wlezie i jedzą to, na co mają ochotę. Po takim urlopie dzieciaki potrzebują tygodnia, a czasem nawet dwóch, by wrócić do domowych zasad. W środku lata jest trudno, a co dopiero tuż przed 1 września.
Potrzebują przygotowania
Od wtorku pobudka o 7 rano, szybkie ogarnięcie się, by nie spóźnić się na lekcje, do tego kilka godzin siedzenia w ławce i nauka. Nie będzie taryfy ulgowej. To takie naiwne wierzyć, że dzieciaki z dnia na dzień wskoczą w taki tryb. Może i będą wypoczęte, ale jednocześnie mocno rozbite. Same szkolne obowiązki to już wyzwanie, a co dopiero po takim lenistwie.
Potem będzie, że dzieciaki zestresowane i przeciążone, ale to właśnie wina takich nieodpowiedzialnych rodziców. Przecież to wrzucenie ucznia na głęboką wodę.
Z doświadczenia wiem, że dzieciaki potrzebują przynajmniej dwóch tygodni na przygotowania przed początkiem roku. Nie chodzi tylko o zakupy czy porządki w biurku, ale o rytuały. Nastawianie budzika, uporządkowanie trybu dnia: koniec z łażeniem w piżamie do południa i myciem zębów dopiero po obiedzie, to naprawdę jest konieczne. Sama widzę, że dzięki takiej dwutygodniowej rozgrzewce moje dzieci szybciej i łagodniej odnajdują się w szkolnej rzeczywistości. Nie mówcie, że taki urlop last minute jest z korzyścią dla dzieci, bo nie jest."