"Wpadłam w pułapkę all inclusive. Zamiast hotelu był bungalow i robaki"
Klienci biur podróży, którzy na "wymarzone" wakacje all inclusive wydają swoje kilkumiesięczne oszczędności, nie zawsze na miejscu dostają to, czego by oczekiwali. Przeglądają zdjęcia hotelu, czytają jedynie najważniejsze informacje i nie robią nic, by sprawdzić, jak to wygląda w rzeczywistości. Nie sprawdzają opinii, nie szukają informacji w mediach społecznościowych czy na grupach dla turystów. Jadą z nadzieją, wracają z rozczarowaniami.
To są moje wakacje
Dla części turystów jednymi słusznymi, najlepszymi i najbardziej trafionymi wakacjami są te all inclusive. No bo niby co to za przyjemność aktywnie spędzać wypoczynek? Wspinać się po górach, spacerować po zakątkach miast czy podróżować z plecakiem? No bez sensu.
Nie krytykuję, nie neguję, bo wychodzę z założenia, że każdy ma prawo robić to, co mu się podoba. To, co sprawia mu przyjemność. Każdy ma prawo wypoczywać w sposób, który najbardziej mu odpowiada. Wiele rodzin z dziećmi to właśnie wakacje all inclusive uważa za najlepszą formę wypoczynku. I nikomu nic do tego.
Ale na miłość boską, skąd w niektórych tyle ufności, zero podejrzeń i jakichkolwiek wątpliwości? Są osoby, które na wakacje wydają swoje ciężko zarobione pieniądze i nawet się nie pofatygują, by sprawdzić, jakie dany hotel ma opinie. Fotografie, które niekiedy niewiele mają wspólnego z rzeczywistością, wystarczają im do podjęcia decyzji. A potem jest płacz i zgrzytanie zębami.
Wakacje marzeń – gdzie jesteście?
Dostałam kilka listów, których motywem przewodnim jest ten sam temat: wakacje all inclusive, które nie spełniły oczekiwań. Czytam z zaciekawieniem i zawsze na końcu czeka mnie ten sam morał: "No nie sprawdziliśmy opinii, na zdjęciach tak fajnie wyglądało".
"Rok temu byliśmy w 3-gwiazdkowym hotelu w Hiszpanii. Nie był to najwyższy standard, ale tak naprawdę nie było się do czego przyczepić. Czysto, schludnie, smaczne jedzenie. My tam kokosów do szczęścia nie potrzebujemy. W tym roku pojechaliśmy też do 3-gwiazdkowego hotelu, ale w Egipcie. Miał być hotel, na miejscu okazało się, że to jakieś bungalowy. Małe, brudne i okropnie zaniedbane domki. W łazience robaki. Na samą myśl dostaję gęsiej skórki. Było okropnie, tragicznie. Po powrocie chciałam wystawić hotelowi opinię (by przestrzec innych) i dopiero wtedy przeczytałam, co o tym miejscu piszą inni" – pisze Magda.
"Pojechaliśmy na all inclusive light. Jakoś to 'light' mi nie pasowało, ale od razu skojarzyłam to z lekkim jedzeniem. Nie zagłębiałam się w szczegóły, no bo all inclusive to all inclusive. Dopiero na miejscu okazało się, z czym to się je, a dokładniej, czego się nie je. Light to forma uboższa, jedynie trzy posiłki, bez przekąsek i co najgorsze, bez jakiegokolwiek alkoholu. Za wszystko musieliśmy dopłacać. Najpierw obwiniałam biuro podróży, ale potem uświadomiłam sobie, że to ja popełniłam błąd" – opowiada Ewa.
Takich listów jest jeszcze kilka. Turyści złoszczą się, że w hotelu czekało na nich nie to, czego by oczekiwali. Nie było tak, jakby sobie wymarzyli. Było ubogo, brudno, niesmacznie. Nie były to wakacje marzeń, a obóz przetrwania. Jest płacz i zgrzytanie zębów. A wystarczyło tylko poczytać opinie i zgłębić temat.