"Byłam na all inclusive w Grecji, gdzie rodzice traktowali dzieci jak kaczki. Wstyd!"

Klaudia Kierzkowska
05 lipca 2024, 10:38 • 1 minuta czytania
Chcemy, by były zdrowe, szczęśliwe i… samodzielne. Jak mantrę powtarzamy swoim dzieciom: "Spróbuj sam, dasz radę, nie poddawaj się". Niby wierzymy w nie jak w nikogo innego, a wyręczamy w najprostszych czynnościach. Zdaniem Asi, która właśnie wróciła z all inclusive w Grecji, rodzice traktują swoje dzieci jak kaczki. "Aż żal na to patrzeć" – pisze.
Rodzice zachowują się w taki, a nie inny sposób, by dziecko nie marudziło im za uszami. fot. Michal Wozniak/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Rodzice dmuchają w skrzydła swoich dzieci, gdy te zapominają jak latać. Dopingują, motywują, a czasami nawet i nagradzają sukcesy. Chwalą niemalże na każdym kroku, by dodać im pewności siebie, by uwierzyły we własne możliwości. Są jednak momenty, godziny, a nawet i dni, w których rodzice zachowują się irracjonalnie. Tak jakby wbrew sobie, wbrew własnym przekonaniom. I właśnie o takim niezrozumiałym zachowaniu rodziców na all inclusive w Grecji pisze Asia.


Ja to lubię

"Wiem, że przeciwników wakacji all inclusive nie brakuje, ale ja na pewno do nich nie należę. Uwielbiam taką formę wypoczynku i wcale się tego nie wstydzę. W tym roku, po dwuletniej przerwie, wybrałam się z mężem i 20-miesięcznym synkiem na takie nicnierobienie do Grecji. Wcześniej wybieraliśmy z mężem hotele tylko dla dorosłych, tak by maluchy nie zakłócały nam odpoczynku.

Teraz nie mamy już wyjścia. Wykupiliśmy hotel, w którym dzieci nie mogą narzekać na brak atrakcji. Tylu basenów, zjeżdżalni i różnych cudów niewidów to ja w życiu nie widziałam. Full wypas, jak to mówią.

Czujne oko

Nawet nie przypuszczałam, że to, że zostałam mamą, tak zmieni mój sposób postrzegania świata. Kiedy szliśmy do hotelowej restauracji, myślałam tylko o jednym: 'Co wezmę synkowi do jedzenia?', wcześniej w mojej głowie była tylko jedna myśl: 'Mam nadzieję, że będą owoce morza'. Płacę niemałe pieniądze, to chociaż sobie zjem to, co w Polsce do najtańszych nie należy. Krewetunie, ośmiorniczki, kalmary, małże. Pyszności. Oczywiście bez lampki dobrego wina czy szampana się nie obeszło. Przecież nie jeździłam tam pościć.

Kiedyś zawracałam uwagę na kreacje innych kobiet, podpatrywałam, co z czym łączą. Jakie elementy fajnie ze sobą współgrają. Teraz koncentrowałam się wyłącznie na dzieciach. Podglądałam, jakie mają zabawki, gadżety, jak są ubrane, co jedzą. I to właśnie jedzenie, a dokładniej 'sposób przyjmowania/podawania pokarmów', zwróciło moją uwagę.

Kaczki i kaczory

To była istna plaga, horror, masakra. Podczas śniadania, obiadu czy kolacji wciąż przed oczyma miałam ten sam obrazek. W którą stronę się nie odwróciłam, widziałam tę samą scenę. I wcale nie musiałam jej ze świecą szukać, nie musiałam się wysilać. Była jak na zawołanie. I w ramach wyjaśnienia, to co zaraz opiszę, nie dotyczyło wszystkich dzieci na all inclusive, ale naprawdę wielu maluchów takich w wieku od trzech do pięciu lat.

Rodzice siedzą przy stoliku i zajadają się tymi wszystkimi pysznościami. Tuż obok, albo na normalnym krześle, albo na takim siedzisku dla maluchów, siedzi ono: dziecko. Przed nim stoi oparty o szklankę, świeczkę czy butelkę telefon. Leci bajka, w którą maluch patrzy jak sroka w kość. Nawet nie drgnie, nawet nie mrugnie. Siedzi i ogląda jak zahipnotyzowany.

Obok mama wykonująca jeden ruch: góra-dół. Nabiera na widelec/łyżkę jedzenie i bach do buzi dziecka. Raz, dwa, trzy, cztery. Bez żadnej przerwy, zastanowienia. Jak z automatu, jak zaprogramowana. Stolików, w których miała miejsce taka sytuacja, nie zliczę na palcach jednej ręki. Starszaki, owszem, jadły same, mniejsze dzieci często podczas posiłków spały w wózkach, ale te przedszkolaki... Wszystkie karmione były jak kaczki czy kaczory.

I to nie dlatego, że same nie umiały jeść. Nie dlatego, że rodzice obawiali się, że się pobrudzą, coś wyleją czy coś im upadnie. Dziecko, które ogląda bajkę, jest cicho, nie przeszkadza, nie marudzi. Rodzice mogą w spokoju zjeść, napić się wina i porozmawiać. A z racji tego, że zapatrzony w telefon maluch nie myśli o jedzeniu, no to mama musi go nakarmić (albo napaść, jak kaczkę). Nawet nie wiem, jak to skomentować, by nikogo nie obrazić. Dlatego w tym momencie zamilknę".

Czytaj także: https://mamadu.pl/186539,all-inclusive-to-raj-dla-ignorantow-poza-hotel-nosa-nie-wysciubia