"Na wakacjach all inclusive wydałam majątek. Wszystko przez to hotelowe jedzenie"
Kiedy zadaję sobie pytanie: "Czym są idealne wakacje?", nie mogę znaleźć uniwersalnej odpowiedzi. Bo tak naprawdę dla każdego są czymś innym. Dla jednego będzie to aktywny wypoczynek w Tatrach, dla drugiego błogie lenistwo na plaży w Bułgarii, a dla trzeciego wakacje pod namiotem na totalnym odludziu.
Wakacyjne przygody
Ci, którzy nie przepadają za zorganizowanymi wakacjami, na których wszystko mają podsunięte pod nos, wybierają inne formy wypoczynku. Na własną rękę, z plecakiem w świat. Ahoj przygodo! Zdarza się, że śmieją się pod nosem z turystów, którzy wyjeżdżają niemalże na koniec świata, tylko po to, by leżeć plackiem przy basenie. Nawet nosa nie wyściubią poza mury hotelu.
Sanda to moja znajoma jeszcze ze szkolnych lat. Mama 12-letniej córeczki, żona kochającego męża. Kobieta, która na wakacje all inclusive od zawsze patrzy z przymrużeniem oka. Od kiedy pamiętam, powtarzała, że to nie dla niej, że ona by tak nie potrafiła. Spotkałyśmy się kilka dni temu. Zupełnym przypadkiem, podczas spaceru w parku. Zaczęłyśmy rozmawiać i nie mogłyśmy skończyć. I wiecie, utwierdziłam się w przekonaniu, że tylko krowa nie zmienia poglądów.
Ty mówisz serio?
– Lepiej usiądź, bo się przewrócisz, jak to usłyszysz – powiedziała, a ja przebierałam nogami w miejscu, bo już nie mogłam doczekać się newsa.
– Uległam. Poddałam się. Poszłam za tłumem. Moje koleżanki w pracy od lat wychwalają wakacje all inclusive, pieją z zachwytu na samą myśl. Wciąż słyszę, że to wakacje marzeń, błogie lenistwo i prawdziwy odpoczynek. Stoły, które uginają się od pysznego jedzenia, pokoje jak z amerykańskiego snu, no i te baseny, zjeżdżalnie, atrakcje.
Ta Bułgaria, Grecja i Turcja już mi się nawet zaczęły śnić po nocach. Uznałam, że to znak, że moja podświadomość wysyła mi sygnał. Zaryzykowałam, to była chwila, impuls. Dałam się ponieść emocjom i wykupiłam wakacje w pięciogwiazdkowym hotelu w Turcji – opowiada.
Jej mina nie zdradzała wiele, ale opowiadała to z takim przejęciem w głosie i zarazem z takim entuzjazmem, że byłam niemalże pewna, że wakacje się udały.
Ziemniaka mi dajcie!
– Nie dość, że te nieszczęsne wakacje kosztowały fortunę, to na miejscu wydałam jeszcze majątek. To hotelowe jedzenie było okropne. Stoły się uginały, wszystkiego pełno. Z arbuzów powycinane jakieś pawie i motyle. Jak na jarmarku. Kolorowo, przesyt, aż oczy bolą. Ale kiedy przychodzi co do czego i człowiek chce coś nałożyć na talerz, to nie ma co zjeść. Marzyłam o zwykłej jajecznicy bez żadnych papryczek, boczków i szyneczek. Brak.
Tak bardzo chciałam zjeść pomidorową, rosół czy nawet ogórkową. Nie znalazłam. Wszędzie te zupy z tą cieciorką, fasolą i innymi cudami. Przyprawione w jakiś nieznany mi sposób. Mięsa ociekały tłuszczem, ryż był jakiś twardy, niedogotowany. Tragedia, bo inaczej tego nie da się nazwać. Zwykłych ziemniaków też nie znalazłam. Wszędzie te frytki, ziemniaki zapiekane, cuda niewidy – opowiada. Sandra próbowała się przemóc, przekonać, spojrzeć na wszystko łagodniejszym wzrokiem, ale bezskutecznie. Nie udało się. Te tłumy w hotelowej restauracji były wisienką na torcie, przelały czarę goryczy. Po dwóch dniach bardzo wybiórczego jedzenia postanowiła, że będzie stołowała się na mieście. Ona, mąż i córka. Trzy posiłki dziennie, dla trzech osób, przez dziesięć dni, oj, kosztowało niemało.
– Jak jeszcze raz usłyszę, że all inclusive to raj na ziemi, zwątpię. Boże, czuwaj nad innymi, którzy się na takie wakacje planują wybrać – powiedziała. A ja przyznaję jej rację.
Czytaj także: https://mamadu.pl/165172,bulgaria-za-to-all-inclusive-najwyzsza-cene-zaplacilo-dziecko