"Zajmij się siostrą i to szybko". Sytuacja z Biedronki daje do myślenia
Po raz kolejny odwołam się do sytuacji, która miała miejsce w Biedronce. Odwiedzam ją stosunkowo często i chyba z racji tego jestem świadkiem różnych zachowań, które zwracają moją uwagę. Tak też było i tym razem.
Kto był, ten wie
Idealne zakupy wyobrażam sobie tak: biorę koszyk i w spokoju, bez pośpiechu ani żadnych rozpraszaczy wkładam do niego to, co jest mi danego dnia potrzebne. Spaceruję alejkami, przyglądam się produktom i myślę, do czego mogłyby mi się przydać. Następnie kieruję się w stronę kasy, rozpakowuję zakupy, płacę i wychodzę.
Jednak problem w tym, że matka najczęściej na zakupy spożywcze wybiera się z dziećmi. W wolnej chwili pomiędzy przedszkolem/szkołą, zajęciami dodatkowymi czy ogarnianiem domu. Jakby nie patrzeć, wizytę w sklepie można porównać do sportu wyczynowego. To przedsięwzięcie, które wymaga dodatkowych umiejętności. Trzeba mieć oczy i uszy dookoła głowy.
Do tego warto wykazać się spokojem, cierpliwością i opanowaniem. Nie można zwariować i dać się ponieść emocjom. Nie zawsze i nie każdemu się to udaje.
A tym razem wyglądało to tak...
Podczas jednych z ostatnich zakupów w Biedronce, byłam świadkiem dość ciekawej (w moim odczuciu) sytuacji. Udałam się w kierunku regałów z pieczywem, gdzie spotkałam kobietę z dwiema córkami. Jedna nie miała więcej niż rok, siedziała w wózku i zajadała się kukurydzianą przekąską. Druga to taka 4-latka. Żywa, energiczna, skakała jak piłeczka kauczukowa. Dużo mówiła, gestykulowała, zadawała tysiące pytań.
Była bardzo absorbująca, aż do tego stopnia, że zakłóciła wszystkie moje myśli. Matka starała się opanować jakoś całą tę sytuację i cierpliwie odpowiadała na każde jej pytanie. Nie wyglądało to ciekawie, jednak to, co najgorsze, miało dopiero nadejść. Dziewczynce z wózka zakupy najwidoczniej się znudziły i wszelkimi siłami i sposobami próbowała wydostać się z zapięcia. A kiedy zrozumiała, że poniesie klęskę, zaczęła popłakiwać.
Matka próbowała ją zagadać, dała kajzerkę, ale ta była już w takim stanie, że nikt ani nic do niej nie przemawiało.
Punkt kulminacyjny
Zrobiło się naprawdę nieciekawie. Kobieta starała się jakoś ogarnąć całą sytuację, ale z sekundy na sekundę stawało się to coraz większym wyzwaniem. Mała płakała, starsza skakała i ciągle o coś dopytywała. A tutaj jeszcze wózek z zakupami, za które trzeba iść i zapłacić. Atmosfera była coraz bardziej napięta.
W końcu kobieta nie wytrzymała i powiedziała podniesionym tonem głosu: "Nie skacz mi tu głupio, tylko zajmij się siostrą. Chyba możesz to dla mnie zrobić?".
Dziewczynka miała zupełnie inne plany, o czym nie omieszkała głośno zakomunikować: "To nie moje dziecko, nie będę się nim zajmowała". Pobiegła w drugą stronę, a ta bezradna kobieta z wózkiem i zakupami za nią.
To normalne
Rodzice często proszą starsze dzieci o pomoc w opiece nad rodzeństwem. Podczas zakupów, jazdy samochodem, czy chociażby w domu. Czasami nawet takie pięć minut jest dla matki na wagę złota. Ratuje sytuację, tak jak mogłoby się wydarzyć w tym sklepie. Niestety, dziewczynka miała zupełnie inne plany i nie przejawiała chęci pomocy.
Przypuszczam, że znajdą się osoby, które przypiszą jej zachowanie do kategorii: "niestosowne". I choć z jednej strony, byłoby miło, gdyby przez chwilę zabawiła siostrę i pozwoliła mamie w spokoju dokończyć zakupy, to z drugiej pojawia się pytanie: "Czy możemy tego wymagać?".
Wymagać może nie. Ale poprosić o pomoc, owszem. Często zapominamy, że nawet starsze dziecko jest tylko dzieckiem i nie zawsze ma chęci i ochotę, by zajmować się maluchem. Nie mamy prawa mieć o to pretensji. Ale mamy prawo uczyć, czym jest wsparcie, empatia i niesienie pomocy drugiej osobie.