Nasze małżeństwo wisi na włosku. Mąż grozi rozwodem, bo nie dotrzymałam obietnicy
"Tak, zgadza się. Rozmawialiśmy o gromadce dzieci. Przed ślubem marzyliśmy o trójce. Płeć nie miała dla nas znaczenia. Liczyło się tylko to, by były zdrowe. Życie zweryfikowało moje plany. Mam jednego syna i na drugie dziecko nigdy się nie zdecyduję. Nie dźwignę tego.
Młodzieńcza miłość
Wiesz, że kochałam go jak szalona. Gdy tylko zobaczyłam Krzysia, od razu poczułam, że to właśnie ten facet. Że to z nim chcę spędzić resztę życia. Pamiętasz, musiałam o niego walczyć, bo początkowo nie był zbytnio mną zainteresowany. A kiedy powiedział mi w końcu, że kocha, nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Prosiłam, by mnie uszczypnął, by powtórzył raz jeszcze.
Zaczęliśmy planować ślub, rozmawiać o rodzinie. Nigdy ci o tym nie mówiłam, ale złożyłam mu pewną obietnicę, której teraz bardzo żałuję.
Kilka słów za dużo
Krzyś wychowywał się w rodzinie zastępczej. Nigdy nie poznał swoich biologicznych rodziców. Nie szukał ich, bo nie miał takiej potrzeby. Nie namawiałam, nie wtrącałam się. To jego decyzja, a ja mogłam ją tylko uszanować.
Podczas wycieczki do Grecji, która była naszą przedślubną podróżą, rozmawialiśmy o dzieciach. Planach na przyszłość. Domu. Miejscu, w którym chcielibyśmy zamieszkać. Krzyś marzył o trójce dzieci, a ja byłam w nim tak szaleńczo zakochana, że obiecałam, że zrobię wszystko, by jego marzenie się spełniło. Co mnie wtedy podkusiło, by składać takie deklaracje? Byłam młoda, głupia i nie znałam jeszcze życia.
Rzeczywistość a marzenia
Wiesz, że Kamil daje mi nieźle w kość. Ma dopiero dwa lata, a rządzi całym domem. Wszystko jest pod jego dyktando. Zrezygnowałam z pracy, by zapewnić mu dzieciństwo, do którego będzie wracał myślami. Postanowiliśmy z Krzysiem, że do żłobka go nie poślemy, a o przedszkolu pomyślimy. Pamiętasz, jak ci się żaliłam, że jestem z nim praktycznie sama.
To głównie ja go wychowuję, opiekuję się, zapewniam atrakcje. Krzysiek wraca wieczorem i jest 'godzinnym' tatusiem, który pobawi się i poczyta bajkę do snu. Nic więcej. Rozumiesz? Dziecko i dom są na moich barkach. Nie sądziłam, że to kiedyś powiem, ale myślałam, że macierzyństwo jest łatwiejsze.
I co teraz?
Od kilku miesięcy mój mąż zaczyna coraz częściej wspominać o powiększeniu rodziny. Że to dobry czas, że różnica wieku będzie idealna. Na początku się wymigiwałam od rozmowy, coś tam burknęłam pod nosem. Ale on nie daje za wygraną! Ostatnio zaczął poważną rozmowę. Wyczuł, że coś jest na rzeczy i postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
Zapytał wprost, a ja nie umiałam go okłamać. Przyznałam, że nie chcę więcej dzieci. Nie dam rady, nie mam siły. Nie mam takiej potrzeby. Myślałam, że zrozumie, że nie będzie naciskał. Myliłam się.
– Oszukałaś mnie. Jeśli nie będziemy mieć drugiego dziecka, to pozostaje nam tylko rozwód. Nie tak wyobrażałem sobie swoje życie – powiedział.
Od dwóch tygodni nie odzywamy się do siebie ani słowem. Mam nadzieję, że ten rozwód to blef. Ale w głębi duszy boję się, że nasze małżeństwo wisi na włosku" – żali się moja przyjaciółka.
Poprosiła o radę, ale ja nie potrafiłam jej pomóc. Gdyby nie złożyła tej nieszczęsnej obietnicy, wszystko byłoby łatwiejsze. Po co mówiła, że urodzi mu trójkę dzieci. Po co dawała nadzieję, przecież wiedziała, jak ważna dla niego jest rodzina. Dzieciństwo Krzyśka nie rozpieszczało, być może stąd ta chęć "posiadania" trójki dzieci.
Jednak niezależnie od wszystkiego, chyba nie powinien stawiać sprawy na ostrzu noża. No bo niby jak można decydować się na drugie dziecko z osobą, która grozi rozwodem? Sytuacja bez wyjścia. Bez dobrego wyjścia.