Po jednym dniu syn błagał, bym zabrała go z obozu. Okrutne, co zrobili mu koledzy
"U nas na Śląsku są teraz ferie zimowe i chciałabym napisać, czego doświadczył mój syn. Aż mi się ręce trzęsą z nerwów, ale uważam, że to poważny temat i trzeba go nagłośnić, żeby dotrzeć jakoś do rodziców, żeby zaczęli w końcu przykładać się do wychowania dzieci, a nie tylko je hodować.
Syn pojechał na tydzień na obóz. Takie zimowisko bardziej. A właściwie taki był plan, bo nie minęła nawet doba, kiedy zadzwonił, żebyśmy z mężem po niego przyjechali, bo on już nie daje rady. Poprosiłam go, żeby wytrzymał, że może musi przełamać lody i będzie fajnie. Że może da szansę i chociaż jeden dzień jeszcze wytrzyma, a jeśli będzie tak źle, to oczywiście po niego przyjedziemy. Zgodził się, a ja teraz żałuję, że od razu go stamtąd nie zabrałam, tylko kazałam mu się męczyć.
To bardzo towarzyski chłopak
Filip nigdy nie miał żadnych problemów z rówieśnikami. Ma 12 lat, ogólnie to bardzo towarzyskie dziecko, takie 'do przodu', jak to się mówi, czasem nawet się boję, że aż za bardzo się wychyla. Ma swoje zainteresowania, głównie to komputer i telefon, lubi też różne mangi czy anime, ja się tam na tym nie znam, ale czasem mówi coś o jakichś japońskich czy jakichś bohaterach, na zakupach zawsze prosi o koszulki z tymi postaciami, na święta czy urodziny chce gadżety z tym związane, więc widać, że mocno w tym siedzi. Trochę też rysuje własne postacie i komiksy.
Pierwszy raz na obóz pojechał w wieku 9 lat, od tamtego czasu co roku go wysyłaliśmy z mężem albo na kolonie, albo na jakieś zimowisko i nigdy nie było problemów, zawsze był zachwycony, nie chciał do domu wracać, a tu coś takiego.
Już po kilku godzinach od przyjazdu Filip pisał nam na WhatsAppie, że chyba nie dogada się z tymi chłopakami, bo oni są jacyś dziwni i zachowują się, jakby go nie lubili. Nie przejęłam się, pomyślałam, że może po prostu trafił na grupkę, z którą mu się trudniej zakumplować. Ale po tym, jak zadzwonił, czułam, że coś się dzieje. Dałam mu ten jeden dzień, ale dzwonił znowu z płaczem, żeby go zabrać stamtąd. No to pojechaliśmy, bo do Żywca mamy niecałe 2 godziny autem, to nie tak daleko.
Nie wiedziałam, że było aż tak źle
W drodze do domu Filip nie chciał rozmawiać, dopiero wieczorem, w domu, się otworzył. Okazało się, że była tam grupka starszych o 2-3 lata chłopców, która znała się z turnusu sprzed roku. Zrobili sobie z Filipa kozła ofiarnego. Śmiali się z jego ciuchów, z jego zainteresowań. Bo miał ze sobą zeszyt ze swoimi rysunkami. Jeden z nich mu nawet zabrał ten zeszyt, wyrwał kilka kartek i pogniótł mu rysunki, a jak Filip chciał je odzyskać, to się z niego wszyscy śmiali. Pytali go, czy już ma dziewczynę i czy się całował, a jak powiedział, że nie, to zaczęli go wyzywać od nie powiem kogo.
Filip bał się nawet tam spać, bo mieli 3-osobowe pokoje i on właśnie był w pokoju z dwoma chłopakami z tej grupki, która się z niego naśmiewała. Grzebali mu w rzeczach, dogryzali, czy go mama pakowała, bo ma tak ładnie poskładane wszystko. Nawet wyśmiewali jego szczoteczkę do zębów, jego tapetę na telefonie, bo telefon też mu zabrali, no wszystko. Serce mi pękało, jak tego wszystkiego słuchałam, bo to jest przecież znęcanie się nad dzieckiem.
Zadzwoniłam do organizatora i do wychowawczyni kolonijnej, zapewnili mnie, że przyjrzą się sprawie. Pani z obozu powiedziała, że ona nic takiego nie zauważyła i to mój syn widocznie się izolował od grupy i nie chciał uczestniczyć w zajęciach ani się integrować. No skoro miał się integrować z takimi potworami, to ja mu się nie dziwię.
Cieszę się, że syn jest już w domu i drugi tydzień ferii spędzi w miejscu, w którym nikt go nie dręczy. A wam radzę przyjrzeć się, jak wychowujecie dzieci, bo takie potwory z powietrza się nie biorą".
Czytaj także: https://mamadu.pl/181355,koledzy-z-klasy-dokuczaja-synowi-reakcja-jednej-z-mam-chlopcow-zadziwia