Polacy najbardziej wstydzą się za… innych Polaków. Dlaczego sami sobie dowalamy?

Magdalena Woźniak
25 stycznia 2024, 13:58 • 1 minuta czytania
Od jakiegoś czasu patrzę na ludzi wokół siebie, czytam e-maile, które przychodzą na naszą redakcyjną skrzynkę, czytam polemiki toczące się na publicznych tablicach w mediach społecznościowych. Nie wspomnę nawet o spektakularnych pokazach niezgody z sejmowej mównicy…
"Polak, choć tak stereotypowo ze swoim narodem związany, najłatwiej odnajdzie wady w innym Polaku". Fot. Pexels.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

I noszę w sobie taką myśl: Polak, choć tak stereotypowo ze swoim narodem związany, najłatwiej odnajdzie wady w innym Polaku. Nagłówki państwa listów, tekstów różnych redakcji grzmią: "Wstydzę się za naszych rodaków!", a mnie w takich momentach ogarnia zwyczajny smutek.


Nie jestem niewinna

Nie, nie definiuję siebie jako patriotki, również nie jestem tą, która jest bez winy. Niejednokrotnie dorzuciłam cegiełkę do tego stosu wzajemnego dowalania sobie. Widzę wady innych klarowniej niż u siebie samej – to powszechna cecha ludzka, trudno z niej wyrosnąć. Niektórym nie udaje się do końca jego dni.

A jednak uderza mnie coraz mocniej, z jaką łatwością nakręcamy się na siebie. Najbardziej boli, kiedy uderzenia trafiają w dzieci. "Rozkapryszone bachory, niewychowane, wrzeszczące, nienauczone, puszczone samopas" – w tych obelgach jest wszystko. Krytyka nie tylko samych dzieci, ale od razu podszyty w słowach przytyk do rodzica. Widzimy coś, ułamek życia nieznajomych, skrawek dosłownie i ciskamy w niego złym słowem i myślą. Tyle w nas złości. Dlaczego?

Inna energia

We wrześniu poprzedniego roku wyjechałam na kilka dni do Toskanii. Pomijając przepiękne krajobrazy, słońce, architekturę, to, co najbardziej mnie ujęło i do czego chciałabym wrócić to ludzie. Włosi, lokalni właściciele hotelików, trattorii: uśmiechnięci, emanujący jakąś zupełnie inną od naszej energią.

Nie tylko do turystów, ale właśnie najbardziej wobec siebie. Ich okrzyki powitań, ich uśmiech, jakiś rodzaj łagodności w rysach twarzy. Tak niewiele mamy, jako społeczeństwo polskie takich cech! Czym jesteśmy tak nieskończenie zmęczeni? Życiem? I dlaczego tak gubimy gdzieś po drodze tę radość z niego?

Dla mnie to czyste, niezadeptane jeszcze szczęście jest jedną z rzeczy, za które bezwarunkowo uwielbiam dzieci. Są takim światłem na każdej ulicy, szarej, smutnej, monotonnej. Dorośli patrzą przed siebie pustym wzrokiem, chowają się w szalikach, kapturach, mijają bez cienia uśmiechu. A dziecko prawie zawsze jest tym, które rozbraja. Lód, zimno, szarość, tę atmosferyczną i tę ludzką.

Chciałabym, żeby moja córka dorastała w kraju, w którym ludzie mniej z siebie szydzą, w którym ludzie mniej skupiają się na wytykaniu innych pałacami, a bardziej zwracają oczy ku sobie. Wierzę, że jeszcze będzie piękniej.

Czytaj także: https://mamadu.pl/zdrowie/180935,syndrom-podlego-swiata-druzgocace-dane-dotyczace-dzieci-i-mlodziezy