Współcześni rodzice nie mają wstydu. Właśnie tak wychowujemy roszczeniowe pokolenie

Dominika Bielas
08 listopada 2023, 12:16 • 1 minuta czytania
Dla wielu rodzin koniec roku finansowo nie jest łatwy. Wiąże się z wieloma wydatkami związanymi z organizacją świąt i kupowaniem prezentów. Poza tym przecież życie toczy się normalnie, trzeba kupować jedzenie, ubrania czy planować inne wydatki, np. urodzinowe prezenty. Nasza czytelniczka nie potrafi się cieszyć tym czasem: "Dla mnie koniec roku to niekończąca się lista zbyt drogich roszczeń" – pisze Beata.
Warto pomyśleć, czego to uczy nasze dzieci. fot. Janko Ferlic/pexels
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

"Wśród naszych znajomych i bliskich przyjęło się, że dopytujemy się nawzajem o prezenty dla dzieci. Chodzi o to, by podarek ucieszył dziecko, ale też rodzica. Sama nie znoszę nietrafionych upominków czy gabarytów zbierających kurz. Ta świecka tradycja jednak zaczyna mnie drażnić. Rodzice wykorzystują znajomych i bliskich, by spełnić wygórowane potrzeby swoich dzieci.


Trafiony drobiazg

Lubię sugerować prezent, jednak zazwyczaj podaję kategorię, np. puzzle 500 elementów lub daję do wyboru zabawki w różnych przedziałach cenowych. Nie oczekuję, że ktoś wyda na moje dziecko konkretną kwotę. Fajnie, gdy upominek jest trafiony, ale moim zdaniem raczej powinien mieć charakter symboliczny. Liczy się pamięć oraz gest i właśnie to powinno zrozumieć każde dziecko.

Kogoś stać na coś droższego? Proszę bardzo, ale nigdy nie powinien być to przymus. To nie zawsze jest kwestia problemów finansowych, ale i przekonań. Mnie niby stać na droższe prezenty, ale absolutnie nie czuję potrzeby ich kupowania.

W tym roku, poza kosztami organizacji świąt i zakupu prezentów, dochodzą nam jeszcze trzy imprezy urodzinowe. Dopytuję już więc o pomysły na prezenty, bo chcę sobie rozłożyć wydatki na dwa miesiące. Jednak już pożałowałam swojej nadgorliwości.

Coś małego i taniego

'Jakiś symboliczny drobiazg' – usłyszałam chyba od każdej z mam. Pierwsza myśl: uff, ludzie doszli do takich samych wniosków, co ja: że nasze dzieci nie potrzebują tyle drogich i dużych zabawek. I tu pojawia się problem, bo okazuje się, że moja definicja drogiego prezentu nie pokrywa się z tym, co uważają na ten temat inni.

Czy ja jestem jakaś dziwna? Według mnie drobiazg to coś małego i taniego. Uważam, że można coś fajnego kupić już za 30-50 zł, 80 zł to już droższy prezent, a 100 zł i więcej to już bardzo drogi upominek. Rzeczy powyżej 200 zł praktycznie nie kupuję, uważam, że to zbyt drogie przedmioty dla małych dzieci. Jeśli już, to tylko dla moich pociech i musi to być mocno przemyślane, np. drewniana kuchnia.

Gdy usłyszałam listę tegorocznych żądań, zrozumiałam, że dla wielu osób 'drobiazg' oznacza coś powyżej 100 zł. Dziwi mnie to zachowanie, bo owszem są to ludzie, których stać na droższe rzeczy, ale wiem, że także mocno odczuwają rosnące ceny w sklepach. Rodzice jednak za wszelką cenę chcą, by ich pociechy otrzymały tylko to, co najlepsze. Uważam, że to nie w porządku sugerować aż tak drogi upominek. Ja pod choinkę i na urodziny mam łącznie do kupienia dziewięć takich drogich 'drobiazgów'!

Ciężko mi wybrnąć z takiej sytuacji. Uważam, że takie prezenty to zbędny wydatek. Owszem rodzice niech sami kupują dla swoich dzieci, co tam chcą, ale nie powinni obarczać tym innych. Niestety tłumacząc mój punkt widzenia, wychodzę na skąpca, bo 'przecież mnie stać'. 

Czy tani prezent to naprawdę coś słabego? Tego chcemy nauczyć nasze dzieci? Że 100 zł to mało, że wielki zestaw Lego czy oryginalna Barbie z zestawem ubranek to drobiazg? Liczy się tylko prezent, który jest duży i drogi? Przecież to prosta droga do wychowania całego pokolenia roszczeniowych ludzi, którym się należy".

Czytaj także: https://mamadu.pl/172487,ten-urodzinowy-trend-to-jakies-szalenstwo-rodzice-czy-wyscie-powariowali