"Nie wszystko kręci się wokół szkoły". Rodzice wściekli przez klasową wycieczkę
"Zawsze byłam skora do wysyłania dziecka na wycieczki. To ciekawa forma spędzania czasu, a te nawet droższe wyjazdy wychodzą i tak taniej, niż gdybyśmy mieli się wybrać całą rodziną. Zauważyłam jednak, że nauczyciele zapominają, że rodzice i dzieci mają także jakieś inne plany i zobowiązania. To sprawia, że nawet najbardziej atrakcyjna wycieczka może nieźle zirytować.
Nikt nie wie
Oczywiście sprawa została już poruszona w klasie, ale wiem, że to nie jest kwestia tylko naszej wychowawczyni, obserwuję to w innych klasach, a nawet szkołach. I nie pojmuję, na czym polega ta beztroska moda? Owszem, nasi rodzice sterczeli pod szkołami, ale komórek wtedy nie było. Dziś telefony, messengery, Librus, GPS-y i żeby nie było jak określić dokładnej godziny powrotu z wycieczki i poinformować o tym rodziców?
Planowana jest fajna wycieczka, która w programie ma coś takiego, jak 'swobodna zabawa'. Określana jest także orientacyjna godzina przyjazdu. Po czym dzieci docierają do celu 2 godziny później.
Rozumiem, że różne rzeczy mogą się dziać, że dzieci ciężko zebrać po zabawie do autokaru, zdarzają się korki itp. Jednak za każdym razem jest problem z określeniem precyzyjnej godziny powrotu. Przecież wycieczka ma jakiś plan.
Nie tylko szkołą człowiek żyje
Pracuję (jak większość rodziców), do ogarnięcia mam także drugie dziecko. Każde z nich ma swoje zajęcia, jakiś plan dnia i nikt tego nie szanuje. Po ostatniej wycieczce sterczałam pod szkołą ponad dwie godziny!
Zgodnie z pierwotnym planem córka miała być w szkole około godz. 16:00 i spokojnie by się wyrobiła na dodatkowe zajęcia. Ostatecznie angielski i taniec, za które sporo płacę, przepadły. Ale na tym nie koniec, sterczałam na parkingu z głodnym i znudzonym przedszkolakiem! Byłam wściekła i sfrustrowana, zresztą tak samo jak reszta rodziców, którzy znaleźli się w dokładnie takiej samej sytuacji. Gdy uczniowie dotarli, byli padnięci. Wiedząc, że klasa dojedzie dopiero po godz. 18:00 (a nie o 16:00), przecież można inaczej wszystko sobie zaplanować.
To brak szacunku
Raz może się tak zdarzyć, ale generalnie mam wrażenie, że to jakaś dziwna norma. Gdy w emocjach opowiadam o ostatniej wycieczce, to inni rodzice mówią, że u nich dokładnie to samo. Jak to jest możliwe, że doświadczeni pedagodzy, organizatorzy wycieczek dla szkół i kierowcy autokarów nie są w stanie doszacować czasu powrotu?
Szczerze mówiąc, odechciewa mi się takich wycieczek. Skoro jednodniowa atrakcja aż tak rozwala dzień całej rodzinie, to naprawdę jest bez sensu.
Czytaj także: https://mamadu.pl/177382,zdjecie-ze-szkolnej-wycieczki-obnaza-smutna-prawde-o-dzieciach-zal-patrzec