"Codziennie kłócę się z mężem o wybory". Świetnie, jak dobrze, że dzieci to słyszą!

Karolina Stępniewska
12 października 2023, 13:04 • 1 minuta czytania
W rozmowach w domu i wśród znajomych temat wyborów pojawia się nieustannie i trudno nie mieć wrażenia, że dla wielu z nas 15 października jawi się jako najważniejsze głosowanie od 1989 roku. Gdy przyjaciółka powiedziała, że martwi się ciągłymi politycznymi kłótniami z mężem, bo wszystkiemu przyglądają się ich dzieci, zatarłam ręce z radości. Jak to dobrze, że one są świadkami tych sporów!
Wielu rodziców na wybory wybiera się z dziećmi fot. Krzysztof Kaniewski/Reporter/EastNews
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Za cztery dni wybory, bardzo liczę na to, że frekwencja wyborcza będzie wyższa niż cztery lata temu. Wiele na to wskazuje, także jeśli spojrzeć na rekordową liczbę wniosków o wydanie zaświadczeń uprawniających do głosowania w dowolnym miejscu w Polsce. Także za granicami zarejestrowało się o wiele więcej osób niż w 2019 roku.


Nie sposób rozmawiać o czymś innym niż o niedzielnych wyborach. Nie brakuje zdenerwowania po obu stronach – wśród tych, którzy chcą kolejnych czterech lat władzy PiS-u, i tych, którzy nie wyobrażają sobie, że zmiany nie będzie. I w obu tych obozach wybory, oczekiwanie na nie i na ich wyniki, wywołują burzliwe dyskusje. W mojej społecznej bańce spragnionych zmiany władzy jest więcej, ale nie oznacza to, że nasze rozmowy przebiegają spokojnie.

Dylematów jest sporo, a oddanie głosu chyba jeszcze nigdy nie przypominało tak bardzo planowania strategicznych operacji wojennych. Głosować w swoim miejscu zamieszkania czy pojechać gdzieś, gdzie nasz głos będzie ważył więcej? Głosować zgodnie z przekonaniami, nawet jeśli nasze ugrupowanie nie ma szans wygrać z partią aktualnie rządzącą, czy wzmocnić jej najsilniejszego przeciwnika? Czy PiS odda władzę pokojowo, czy szykuje się wojna domowa?

Wczoraj rozmawiałam o sondażach przedwyborczych z koleżanką. Powiedziała, że czuje się zmęczona i chciałaby, żeby już był niedzielny wieczór po zamknięciu komisji wyborczych. Weekend spędziła u teściów, którzy głosują na PiS, był też szwagier, który popiera Konfederację. Ona i jej mąż mają poglądy lewicowe (ona) i liberalne (on). Opowiadała, że atmosfera była gęsta, doszło do nieprzyjemnej awantury, a o rodzinnym obiedzie można powiedzieć wiele, ale nie to, że był udany.

Rozumiem to, w mojej rodzinie też ścierają się bardzo odmienne światopoglądowo opinie. Radzimy sobie z tym różnie. Czasem żartujemy z siebie, czasami się obrażamy, z niektórymi krewnymi dla dobra wzajemnych relacji po prostu nie rozmawiamy o polityce, z jeszcze innymi kontakt się urwał, bo różnice były nie do pogodzenia. Sama często myślę o… braciach Kurskich i ich rodzinnych spotkaniach. O tym, jak bardzo polityka dzieli i skłóca polskie rodziny.

Moja przyjaciółka ze zrezygnowaniem stwierdziła, że tak naprawdę najgorsza nie była ta wizyta u teściów, ale codzienne spory, które toczy w domu z mężem. Ich poglądy nie są bardzo odmienne, myślą podobnie o wielu fundamentalnych sprawach, a jednak w tych tygodniach poprzedzających wybory polityka stała się zarzewiem wielu gorących konfliktów. 

Jej mąż wie dokładnie, na które ugrupowanie chce oddać głos, próbuje przekonać ją do tego samego. To ma osłabić wynik partii, która prowadzi w sondażach. Ona się waha, ugrupowanie, które zgodnie ze swoim sumieniem chciałaby wesprzeć, jest na trzecim miejscu. Jest rozdarta między chęcią odsunięcia rządzących od władzy a potrzebą poparcia polityków, z którymi zgadza się najbardziej. Oboje czytają więc przeróżne opracowania ekspertów, słuchają rozmów z nimi i przerzucają się argumentami. Próbują dociec, co rzeczywiście może zadziałać, a co jest zbędne.

Temu wszystkiemu przyglądają się ich dzieci. 12-letni syn i 15-letnia córka. Przyjaciółka martwi się, że dzieci przeżywają te rozmowy i spory. Nie chce, żeby widziały rodziców jedzących kolację w niezgodzie. Powiedziałam jej – i naprawdę tak uważam! – że niepotrzebnie się martwi. Że te gorące dyskusje to najlepsze, co mogą zrobić dla swoich dzieci.

Zauważcie, że nie są to kłótnie między zwolennikami przeciwstawnych obozów. To po prostu pełne emocji dyskusje światopoglądowe. Przerzucanie się na argumenty, poszukiwanie odpowiedzi, źródeł, powoływanie się na autorytety. Przy okazji wyborów pokazują swoim dzieciom, jak mądrze prowadzić dysputę, a jednocześnie wychowują kolejne pokolenie wyborców. 

Jest duża szansa, że kiedy ich dzieci będą już mogły głosować, zrobią to. Nie powiedzą, że ich głos nie ma znaczenia, że i tak nic nie zmieni, że nie warto. Nie będą siedzieć cicho, będą natomiast myśleć o tym, że mają sprawczość i będą korzystać z przysługujących im praw. A wcześniej będą wiedzieć, jak podjąć najlepszą dla siebie decyzję, gdzie szukać wskazówek.

Czy to nie jest cenne? Dyskutujcie o polityce i wyborach, drodzy rodzice. A w niedzielę zabierzcie dzieci ze sobą na głosowanie!

Czytaj także: https://mamadu.pl/177712,glosuj-tak-inaczej-wpier-tysiace-kobiet-uslysza-te-slowa-15-10-2023