"Córka została w szkole wyśmiana. Myślałam, że kult sklepików minął"

Redakcja MamaDu
11 września 2023, 14:19 • 1 minuta czytania
Świadomość dotycząca żywienia dzieci jest znacznie większa niż przed laty. Niestety nadal w szkolnych sklepikach można trafić na całą masę śmieciowego jedzenia i aż trudno uwierzyć, że sytuacja ta cieszy nie tylko dzieci, ale i niektórych rodziców. "Córka płacze każdego dnia po powrocie ze szkoły" – żali się Monika i dodaje: "Traktują Alę jak wyrzutka, bo nie pozwoliłam jej na kupowanie słodyczy. Wygląda na to, że muszę się złamać".
Pierwsza klasa stała się koszmarem, przez zawartość śniadaniówki. Fot. 123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

"Wiedziałam, że w szkole będzie inaczej. Miałam świadomość, że córka będzie miała więcej obowiązków, ale także zyska trochę więcej niezależności. Jednak już po pierwszych dniach odkryłam smutną prawdę o podstawówce i łatwo nie przyjdzie mi się z tym pogodzić. 


Jak nie ulec presji

Ala ma już 7 lat, ale to przecież nadal moje maleństwo. Od dłuższego czasu jednak myślę o tym, że coraz częściej to koleżanki będą miały na nią większy wpływ niż ja. Spodziewam się, że przyjdzie i powie, że chce taki, a nie inny ciuch, że koleżanki mogą już same wychodzić na podwórko albo już mają własne telefony... Od jakiegoś czasu w głowie układam sobie różne zagadnienia i obmyślam, jak zareaguję. Zastanawiam się, na co jestem w stanie pozwolić, a także jak uargumentuję moje racje, gdy pomysł mi się nie spodoba. 

Wszystko w teorii wyglądało pięknie. Ja: fajna i wyluzowana matka, która jednak pilnie strzeże swoich fundamentalnych zasad. Okazuje się, że wystarczył tydzień w szkole, bym zrozumiała, że to jednak nie zadziała. Bo oprócz własnego dziecka mam przeciwko sobie jakąś dwudziestkę innych uczniów i ich rodziców.

Kiedy wpadłeś między wrony...

Od maleńkiego wpajam córce, czym są zdrowe przekąski. Zdecydowanie stawiam na owoce, bakalie, czasem domowe ciasta, placki i naleśniki. Jeśli nie trzeba, nie dosładzam, a także unikam produktów, które są mocno dosładzane, takich jak soki czy jogurty. Uważam, że tak jest zdrowiej.

Nie jest jednak tak, że zupełnie bronię dziecku łakoci. Córka jest już duża i nie chcę wychować 'dziwadła'. Staram się jednak, by kupowanie słodyczy nie było stałym element zakupów. Klasyczny batonik czy rozpuszczalną gumę je niezwykle rzadko, zazwyczaj w gościach.  

Oczywiste dla mnie było, że gdy córka pójdzie do szkoły, w jej śniadaniówce znajdą się jedynie zdrowe przekąski. Nawet nie przyszło mi do głowy, że marchewka w słupkach stanie się pretekstem do wyśmiania mojego dziecka przez uczniów, którzy dostają od rodziców batoniki. Ale to był tylko wierzchołek góry lodowej.

Nie widzą problemu

Gdy córka wróciła do domu z płaczem, podjęłam temat na grupie dla rodziców i zdębiałam. Okazało się, że nie dość, że zdaniem rodziców słodycze to świetny pomysł na drugie śniadanie, to większość daje pierwszakom dodatkowo pieniądze na zakupy w szkolnym sklepiku. Pewnie w tym tygodniu będą mieli już 'wszyscy'. Nie każdy miał świadomość, że jest sklepik, a informacja ta przez niedoinformowanych rodziców została przyjęta z olbrzymią euforią. 'Świetnie, już nie będę musiała robić zapasów ciastek i cukierków' – napisała jedna mam, a inne jej wtórowały.

Jestem załamana, córka już poczuła się wykluczona. Dzieci jej dokuczają, że nie je słodyczy. Dla mnie to niepojęte, że szkoła postawiła mnie przed dylematem: wybrać zdrowie dziecka czy akceptację grupy? Nie chcę, by Ala była alienowana i wyśmiewana, ale też nie chcę łamać swoich zasad.

Niestety po reakcji rodziców widzę, że nic nie wskóram. Dziś ponownie wróciła ze szkoły z płaczem. Chyba pozostaje dać Ali kieszonkowe i zaufać, że dotychczasowa nauka zdrowych nawyków nie poszła w las".

Czytaj także: https://mamadu.pl/zdrowie/137141,cukier-uzaleznia-sprawdz-jak-cukier-wplywa-na-twoje-dziecko