Przez moją pracę dziecko siedzi na świetlicy. Usłyszałam od nauczycielki krzywdzące słowa

Martyna Pstrąg-Jaworska
05 września 2023, 14:37 • 1 minuta czytania
Szkolna świetlica to miejsce, w którym dzieci mogą poczekać na swoje lekcje lub na odebranie ich z placówki przez rodziców. Napisała do nas Małgorzata, która ma wyrzuty sumienia, że z powodu jej pracy syn musi spędzać w szkole całe dnie. Kobieta ma poczucie, że nauczycielki ze świetlicy uważają ją za najgorszą matkę świata.
Szkolna świetlica to miejsce, gdzie dzieci mogą poczekać na lekcje lub odbierających je rodziców. fot. Adam STASKIEWICZ/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Syn korzysta ze świetlicy szkolnej

"Jestem mamą 2-klasisty, a jednocześnie pracuję jako nauczycielka wychowania przedszkolnego. Łączenie samodzielnej opieki nad dzieckiem i pracy na etacie bywa trudne, nawet jeśli nie pracuje się 40 godzin tygodniowo w biurze. Mam tak ułożony grafik, że kiedy wczoraj dostałam plan lekcji syna do ręki, trochę się załamałam" – zaczyna swoją wiadomość do nas Małgorzata, mama ucznia.


"Zwykle pracuję z drugą nauczycielką z grupą przedszkolaków, więc mam dyżury od 7:00 do 13:00 lub od 11:00 do 17:00. W tamtym roku udawało mi się czasem zamieniać ze współpracownicą i prawie cały rok miałam dyżury podobnie do tego, jak lekcje miało moje dziecko. W tym roku nie będę już miała możliwości zamiany, więc z góry założyłam, że syn będzie co jakiś czas uczęszczał na świetlicę".

Praca na zmiany nie pomaga

Nasza czytelniczka przyznaje, że świetlica to jej jedyna opcja pomocy w opiece nad dzieckiem: "Wychowuję syna samodzielnie, nie mam pomocy ze strony jego taty, babci czy cioci. Nie stać też mnie, żeby wynajmować nianię na kilka godzin w ciągu dnia, skoro syn jest już tak duży i samodzielny. W tym roku jednak jego plan przez dwa dni w ogóle nie pokrywa się z moim: ja zaczynam zajęcia o 7:00, a on ma lekcje od 12:00 do 15:30.

W takiej konfiguracji jestem zmuszona odwozić go do szkoły przed 7:00, gdzie czeka na swoje lekcje na świetlicy, a następnie odbieram go dopiero po 15:30, kiedy kończy lekcje. Mam ogromne wyrzuty sumienia, że dziecko będzie spędzało cały dzień w szkole – to jakby nie patrzyć jest aż 8,5 godziny, czyli więcej niż godziny normalnej pracy na etacie".

Zazdroszczę wam dziadków

Mama chłopca jest zdania, że ci rodzice, którzy posiadają pomoc w postaci np. dziadków, mają sporo łatwiej: "W takich chwilach mam ogromne wyrzuty sumienia, że moje dziecko musi siedzieć cały dzień w szkole z powodu mojej pracy. Zazdroszczę tym, którzy mogą sobie pozwolić na wczesne odbieranie dziecka z przedszkola – mój syn często musiał siedzieć w placówce do samej 17:00.

Zazdroszczę tym, którym pomagają rodzice: babcie, które odbierają wnuki ze szkoły, robią im obiad i starają się pomóc w lekcjach to skarb i luksus, którego ja nie mam. Najbardziej przykro robi mi się w chwilach, gdy widzę, jak panie ze świetlicy patrzą na mnie z pogardą. Wyobrażam sobie, że myślą: 'To ta, której dziecko spędza całe dnie w szkole'. Zakładam, że sądzą, że nie mam czasu dla dziecka, bo załatwiam 'ważniejsze' rzeczy i wydaję 500 plus na kosmetyczki i fryzjera.

Staram się, żeby syn nie był zmuszony przebywać całe dnie na świetlicy codziennie, ale w tym roku będzie tych dni na pewno więcej. Już czuję lęk przed tym, co pomyślą nauczycielki syna..." – kończy swój list poruszona czytelniczka Małgorzata.

Czytaj także: https://mamadu.pl/145315,szkolne-swietlice-pod-lupa-czy-dzieci-powinny-ogladac-w-szkole-telewizje