Wystarczyło kilka godzin przed telefonem i moje dziecko ma autyzm wirtualny
To tylko niewinna zabawa
"Zanim zastałam mamą, zapierałam się, że nigdy maluchowi nie dam telefonu. Jednak umówmy się – to gadżet, który dosłownie ratuje życie. W kolejce do lekarza, w długiej podroży, gdy muszę coś dokończyć z pracy, zawsze jest pod ręką. Pyk, bajka lub aplikacja i jest spokój.
Niestety na własnej skórze przekonałam się, jak cienka jest granica. Niepostrzeżenie okazjonalne oglądanie w wyjątkowo trudnych sytuacjach stało się codzienną rutyną. Zaraz po śniadaniu padało hasło 'baja'. Żadne zabawki nie byłby wystarczająco ciekawe, by zachęcić moją 2-latkę do zabawy. A może to ja zbyt mało się starałam?
Wydawało mi się, że jedynym sposobem na krzyki i niezadowolenie jest ustąpić. Nawet nie mam pojęcia, w którym momencie doszło do sytuacji, że telefon dosłownie zrósł się z moim dzieckiem. Miała 'swoją' komórkę, mój stary telefon, by nie grzebała w moim nowym smartfonie.
Zamiast ograniczać, nie do końca świadomie pozwalałam na coraz więcej. Tylko po to, by nie krzyczała i robiła to, co ja chcę. Dziś wiem, że wcale się na to nie godziła. Niczym małe zombie otwierała buzię zapatrzoną w ekran, nie miała nawet świadomości, co je.
Zrobiłam dziecku krzywdę
Ona chciała, ale to ja ulegałam. Limity nie istniały. Choć byłam dorosła, to nie walczyłam, bo nie widziałam w tamtym czasie żadnego problemu. Nagle z córką zaczęły się dziać dziwne rzeczy...
Przede wszystkim zauważyłam, że przestała być radosnym malcem. Rzadziej się uśmiechała i wiecznie wyglądała, jakby wszystko ją nudziło. W innych momentach była płaczliwa i zła. Uśmiechnięta? Praktycznie nigdy. Nic jej nie interesowało. Zaczęła się izolować od dzieci, a zabawki i książki w jej pokoju stały całymi dniami nietknięte. Nie pomagały zachęty i propozycje wspólnej zabawy. Emocji nie wzbudzały nawet nowe gadżety, ewentualnie tylko takie co migają i grają.
Po jakimś czasie zwróciłam uwagę również na to, że rówieśnicy się rozgadali. Zaczęli mówić znacznie więcej, a córka jakby 'utknęła' na skąpym repertuarze słów. Przerażona postanowiłam wybrać się do psychologa. Byłam świadoma (choć niegotowa), że może pojawić się temat jakichś zaburzeń, a nawet autyzmu. Jednak już sam wywiad uświadomił mi, jak olbrzymi błąd popełniałam każdego dnia.
To nie była łatwa rozmowa
Specjalistka szybko wyłapała, że problemem może być nadmiar ekranów i drążąc temat, zadawała kolejne pytania. Ile czasu? Jak często? Co ogląda? Jak się zachowuje, gdy zabieramy telefon? Czy je posiłki, oglądając bajki? Ile czasu spędza z innymi dziećmi? Jak długo jest na placu zabaw? Udzielnie każdej z tych odpowiedzi było bolesne, bo czułam wstyd. Powiedzenie tego głośno uświadomiło mi, gdzie cały czas tkwił problem i że to ja sama do tego się przyczyniłam.
Autyzm wtórny zwany również wirtualnym lub cyfrowym, nie jest jeszcze zbyt powszechnie znanym terminem. Ja nigdy wcześniej o nim nie słyszałam, jednak od kilku lat jest opisywany przez psychologów. Nie jest to zaburzenie, z którym dzieci się rodzą. Okazuje się jednak, że zbyt intensywne korzystanie z ekranów, a nawet grających zabawek, przez kilka godzin dziennie przez malutkie dzieci może wywołać syndromy podobne do zaburzeń ze spektrum autyzmu. Ale na tym nie koniec. Eksperka uświadomiła mi, że u dzieci, które spędzają zbyt dużo czasu przed ekranem, można zaobserwować opóźnienie rozwoju psychicznego oraz mowy. Maluchy takie także mają olbrzymie problemy z odczytywaniem cudzych emocji.
Przed nami ogrom pracy, bo każda odmowa, czy próba ograniczenia ekranów spotyka się z krzykiem, płaczem i frustracją. Serce mi się kraje, gdy patrzę na moją uzależnioną 2-latkę. Jednak to ja sama wyrządziłam jej tę krzywdę.
Uważające, na co pozwalacie".
Czytaj także: https://mamadu.pl/zdrowie/148793,lek-a-smartfon-nomofobia-to-objaw-uzaleznienia-od-telefonu-fonoholizm-bjawy