Opiekunka kolonijna: "Ból tego dziecka trwał 7 dni. Ostatniego przyjechał ojciec"
Pamiętam duże brązowe oczy, owalną buźkę i ciemne włosy. Te pierwsze głównie zapłakane…
Może jednym z powodów, dla których czułam do niej tyle empatii, było to, że przypominała mnie.
Tęsknota, która nie przeminęła
Przez pierwsze dwa dni tęskniły prawie wszystkie, więc nie wyróżniała się szczególnie na ich tle. W kolejnych było jasne, że ta dziewczynka nie przeżyje na tym wyjeździe przygody. Była przytłoczona, przygnębiona, szalały w niej lęk i tęsknota.
Odsunęła się od grupy, zaczęłyśmy dostawać komunikaty, że jest nieakceptowana, nie miała siły na wspólną zabawę, nie miała siły na obronę przed dominującymi osobowościami.
Była jak pisklę, to najsłabsze, które nie może nadążyć. Wolała rodziców, tydzień trwało, zanim potraktowali ten głos poważnie. Przyjechał po nią ojciec, już po zmierzchu, dokładnie siódmego dnia kolonii, w połowie turnusu.
Poczułam ulgę. I nie dlatego, że mała była obciążeniem dla mnie. Poczułam jej ulgę, którą całą sobą manifestowała w momencie wyjazdu. Naprawdę chciała wrócić do domu.
Myślę czasem o tej dziewczynce, o jej kasztanowych włosach i smutnych oczach. Moja córka ma podobne oczy. Będę z nią rozmawiać i współodczuwać, podążać za tym, co się w niej dzieje, tak by nie musiała być tą odosobnioną, tęskniącą dziewczynką w grupie.
Jestem pewna, że na wszystko dla każdego dziecka przyjdzie odpowiedni czas. Na samodzielne wyjazdy, na ekscytujące przygody z dala od rodziców. Każdy ten rytm ma jednak inny i wydaje mi się jedną z najważniejszych kompetencji rodzica, by ten szczególny rytm swojego dziecka zaakceptować, nie popychać go do przodu.
Od czasu do czasu warto raczej podmuchać w jego żagle, ale najczęściej po prostu przy nim być, we wszystkim, czego aktualnie doświadcza.
Czytaj także: https://mamadu.pl/175205,popelnilam-blad-jako-mloda-wychowawczyni-kolonijna-zapamietam-go-na-dlugo