Nigdy więcej nie puszczę dziecka na letni dyżur w przedszkolu. Mam dobry powód
"Gdy w tym roku rozpoczęła się rekrutacja na letnie dyżury, nawet nie miałam cienia wątpliwości, co zrobię. Nawet nie odpaliłam systemu. Co zrobię z dzieckiem latem? Tego jeszcze nie wiem, ale jestem pewna, że po raz kolejny nie zafunduję mu takiej traumy.
Dzielny przedszkolak
Córka poszła do przedszkola, gdy miała 3-latka. Mnie się wydawała taka maleńka i bezbronna, ale świetne się zaadaptowała. Nie było płaczu i dość szybko chciała zostawać na cały dzień. Nawet po feriach czy chorobach wracała z wielką ochotą. Byłam dumna i blada, ciesząc się jak głupia, że nie ma problemu rano w szatni, z korzystaniem z toalety, czy też jedzeniem. Wiem, że dzieciaczki bywają wrażliwe, a w przypadku takich maluszków początki mogą być trudne. W końcu to wielka zmiana w ich życiu.
Ponieważ córka polubiła przedszkole, to nie miałam wątpliwości, że zapiszę ją także na dyżur letni. W końcu moi rodzice i teściowie jeszcze nie są na emeryturze, a my nie mamy aż tyle urlopu, by zapewnić jej opiekę przez 2 miesiące. W sumie zapisałam ją na 3 turnusy: jeden w naszym przedszkolu i dwa w zupełnie innych placówkach.
Zmiany są trudne
Starałam się ją przygotować na te tymczasowe przedszkolne zmiany, tłumacząc, że to będzie fajna przygoda. Do nowego przedszkola pierwszego dnia poszła bardzo niepewnie. W sumie trudno się dziwić. Przez kolejne dni jednak nie pojawił się ten zapał, z którym chodziła przez cały rok do swojego przedszkola. Szła bez przekonania, codziennie pytając, czy musi. Każdego dnia po południu mówiła, że nie było fajnie, bardzo się nudziła i było jej smutno.
Tłumaczyłam sobie, że nowe otoczenie, dzieci, panie i sale mogą budzić lęk. Ma pełne prawo czuć się niepewnie. Ostatniego dnia usłyszałam: 'Jak dobrze, że nie będę musiała tu więcej przychodzić'. A potem było już tylko gorzej.
Przechowalnia czy przedszkole?
W kolejnym przedszkolu rozpłakała się już w drzwiach, twierdząc, że jest 'straszne'. Nasza placówka jest nowa, jasna i nowoczesna, tu faktycznie już na wejściu było ciemno, szaro i buro, a szatnia w podpiwniczeniu nie pomagała. Mimo niechęci dała się namówić na próbny dzień. Chodziła bez większej chęci i zachwytu. Zakolegowała się z jedną dziewczynką, co chyba nas wtedy uratowało.
Za to ja miałam każdego dnia wyrzuty sumienia. Typowa przechowalnia, dzieci absolutnie nie miały zorganizowanego dnia, a panie chyba nawet nie podnosiły się od biurka. Tzw. swobodna zabawa obejmowała także dzieci płaczące w kącie, na które nikt nie reagował. Żal mnie ściskał w sercu, gdy je widziałam, odbierając córkę. Jednocześnie po cichu cieszyłam się, że to nie moje dziecko.
Córka nie zapamiętała imion pań, a nawet stwierdziła wprost, że ich nie lubi, bo są niemiłe. Jedna 'śmierdzi', a drugiej 'nie można zrozumieć". Trochę byłam w szoku. Po kilku dniach stwierdziłam, że córka ma rację. Jedna chyba ciągle wychodziła na papierosa, bo była mocno przesiąknięta tym zapachem, a druga miała wadę wymowy i nawet ja nie bardzo wiedziałam, co do mnie mówi. Nie można było się niczego dowiedzieć o własnym dziecku. Miałam wyrażenie, że nawet nie bardzo je rozróżniają.
Hurra koniec!
Ostatniego dnia dyżuru zaprosiłam córkę na lody. Powiedziałam, że jestem z niej bardzo dumna, że była tak dzielna w tych obcych przedszkolach. Choć było to trudne doświadczenie, zauważyłam, że mocno wydoroślała, a utwierdziły mnie w tym jej słowa. Gdy postawiłam przed nią pucharek z lodami, śmiertelnie poważna kilkulatka stanowczo powiedziała: 'Obiecaj, że już nigdy nie będę musiała chodzić do obcego przedszkola. To było straszne'.
Obiecałam i zamierzam dotrzymać danego słowa".
A jakie wy macie doświadczenia z dyżurami wakacyjnymi? Trafiliście jak nasza czytelniczka, a może wręcz przeciwnie – dziecku się spodobało?