Sklep z bronią, obok podstawówka. Smutne, jak wiele osób nie widzi zagrożenia
Na początku stycznia 6-letni (!) uczeń jednej ze szkół w Newsport News (USA) przyniósł do placówki broń i postrzelił nauczycielkę. Pod koniec marca do szkoły w Nashville (USA) wtargnęła 28-letnia kobieta uzbrojona w dwa karabiny szturmowe i pistolet, zabiła troje dzieci. Na początku maja 14-latek otworzył ogień w szkole w Belgradzie (Serbia), zamordował ośmiu uczniów. O strzelaninach w szkołach słyszymy regularnie, a jednak w otwarciu sklepu z militariami tuż obok podstawówki wiele osób nie widzi zagrożenia.
Sklep z bronią, obok podstawówka
Zagrożenie widzi jednak Adrian Zandberg. Polityk zamieścił na Twitterze krótkie nagranie sprzed sklepu i mapkę, na której widać, w jakiej odległości od szkoły został on otwarty.
"Jest tysiąc powodów, dla których broń powinno się trzymać z dala od szkoły. To niepotrzebne igranie bezpieczeństwem uczniów. Nie wspominam nawet o wpływie takiego miejsca, mijanego codziennie po drodze do szkoły, na psychikę dzieci i ich obraz świata" – pisze i dodaje:
"Kto konkretnie uznał, że sprzedaż karabinków i amunicji koło podstawówki to świetny pomysł? Napisałem dziś w tej sprawie interpelację do ministra spraw wewnętrznych. I mam nadzieję, że reakcja będzie szybka".
"I w czym problem?"
Pod postem Zandberga wywiązała się dyskusja. Zdecydowana większość internautów nie widzi problemu w lokalizacji sklepu. Piszą:
- "Żabka stwarza większe zagrożenie, bo są w niej energetyki i gorzała";
- "I w czym problem? Żeby kupić broń w takim sklepie, to trzeba mieć na nią pozwolenie oraz być pełnoletnim. Uczniowie tej szkoły podstawowej z automatu nie łapią się na te warunki. Większymi zagrożeniami są Żabki, a nie takie sklepy z bronią";
- "Dostęp do broni dla dorosłych obywateli należy ułatwić, a jak widać, przy tak rozbrojonym narodzie nawet sklep niektórych szokuje" (a to odpowiedź z oficjalnego konta Konfederacji).
Polityczka Razem Joanna Wicha próbowała tłumaczyć, z jakim niebezpieczeństwem wiąże się otwieranie sklepu z bronią w takiej lokalizacji. Na pytanie, gdzie właściwie leży problem, odpowiedziała: "Chociażby w tym, że jakiś niezrównoważony psychicznie obywatel, zainspirowany strzelaninami w szkołach w innych częściach świata – socjologia społeczna zna, jak może panu wiadomo, takie przypadki – postanowi wypróbować zakupioną broń w najbliższej szkole?".
Właściciel: wszystko jest zgodnie z prawem
Reporter lokalnej "Wyborczej" porozmawiał z mieszkańcami dzielnicy i właścicielem sklepu. Ci pierwsi wydają się zaniepokojeni. Jedna z mieszkanek Bemowa przyznała wprost, że obawia się, że "zaraz będzie u nas druga Ameryka". Nauczycielka z pobliskiej szkoły jest przerażona: "W przerwie mogą pójść po czekoladkę i przy okazji kupić sobie pistolecik".
Ten drugi – właściciel – nie rozumie zamieszania powstałego wokół sklepu. "Nie wiem, skąd nagle wzięła się ta burza. Mamy wszystkie pozwolenia: od MSW, policji. Wszystko jest zgodnie z prawem, na bazie ustaw. Gdyby tak nie było, nie otrzymalibyśmy koncesji".
"Dzieci tu nie mają wstępu, my musimy umożliwić otwarcie drzwi osobie z ulicy. Mogą tu wejść tylko osoby mające minimum 18 lat, a żeby uzyskać samo pozwolenie na broń, trzeba mieć 21 lat. Wyjątkiem są sportowcy. Muszą jednak uczestniczyć w zawodach strzeleckich, by zdobyć pozwolenie" – dodaje cytowany przez "Wyborczą".
Nie wiadomo, co szokuje bardziej: fakt, że wydano zgodę na otwarcie sklepu militarnego tuż obok podstawówki czy to, że tak wiele osób nie widzi w tym problemu?
źródło: warszawa.wyborcza.pl
Czytaj także: https://mamadu.pl/167407,dzieci-ucza-sie-w-szkolach-strzelac-pojawily-sie-nieprzewidziane-problemy