"Tak nauczyłaś, to masz" – jedno z najgorszych zdań, jakie można powiedzieć matce

Magdalena Woźniak
22 marca 2023, 15:00 • 1 minuta czytania
Przysięgam, jeśli jeszcze raz usłyszę to zdanie, to za siebie nie ręczę. Do wszystkich, którzy uważają, że to najlepsze, co mogą powiedzieć rodzicowi podczas krzyku lub płaczu ich dziecka: dajcie sobie lepiej spokój.
Dziecko nie jest tutaj po to, byśmy "nauczyli" go bycia doskonałością. To nierealne. Fot. Archiwum prywatne.
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Pomyśl, zanim się wypowiesz

Są takie słowa, niewspierające, które powinny zniknąć z ludzkich ust, z ludzkich umysłów. Ich lista jest długa, nieskończona niestety i są wśród nich zdania okrutne.


To, o którym piszę dzisiaj, jest czymś z rodzaju neutralnie akceptowalnych, a mimo to szczególnie irytujących, dołujących, deprecjonujących.

"Tak nauczyłaś, to tak masz", ewentualna wariacja: "Tak wychowałaś, to teraz masz".

Nienawidzę tych zdań, szczerze. Nie, nie nauczyłam mojego dziecka krzyczeć, nie nauczyłam uciekać w drugą stronę, kiedy kieruje nim lęk lub inny wewnętrzny chaos.

Nie nauczyłam drapać, kiedy się złości, ani przerywać mi w połowie zdania, kiedy rozmawiam z drugim dorosłym.

Większość dzieci tak po prostu ma. A jeśli nie tak, jak moja córka, to inaczej, ale nie ma dzieci idealnych. Tak, jak nic co ludzkie, idealne nie jest.

Niech pierwszy rzuci kamieniem

I poważnie, niech pierwszy rzuci kamieniem rodzic, którego dziecko zawsze zachowuje się tak, jak zostało "nauczone".

Jeżeli przywiążemy się w ogóle do słowa "nauczanie", które nie wydaje mi się w wychowaniu najbardziej stosowne, to nauczyłam córkę liczyć, nauczyłam ją piosenki o wychodzącym zza chmur słońcu i nauczyłam zatrzymywania się przed każdym przejściem dla pieszych.

Jej ojciec uczy ją pływać, jeździć na rowerze, a także regularnie uczy ją angielskich zwrotów.

Rozmawiam z moim dzieckiem o złości i jeśli znowu użyjemy słowa "uczyć", to rozmawiałam z nią o tym, czym złość jest, a czym nie jest i jak można dać jej upust, bez ranienia innych. W tym sensie można powiedzieć, że nauczyłam ją wyrażania złości.

Rodzic nie jest nieomylny

Tylko czy naprawdę wydaje nam się, że mamy kontrolę nad wszystkim? Nad paletą emocjonalności naszych dzieci, nad ich różnorodnością pod każdym względem?

Czy naprawdę dajemy sobie przyzwolenie na myśl, że możemy wychować je na idealnych małych ludzi? Na niepopełniających błędów dorosłych, nigdy niekrzywdzących nikogo złym słowem?

Dla mnie ta koncepcja brzmi jak czysta abstrakcja.

Nie, nie nauczyłam mojego dziecka krzyczeć wniebogłosy i uciekać. Jednak tak: tak mam. Taką ją mam i nie zamieniłabym jej na nikogo innego. Moją najwspanialszą, niedoskonałą córkę.

Czytaj także: https://mamadu.pl/170561,bunt-i-niezaleznosc-malej-dziewczynki-czy-matka-powinna-za-to-przepraszac