Pogrzeby nie są dla dzieci. Ta historia jest tego najlepszym dowodem
- Ceremonie pogrzebowe są częścią tradycji, ale to nie powód byśmy nie mogli się jej przeciwstawić.
- Niedojrzały układ emocjonalny dziecka może nie być gotowy na tak graniczne doświadczenie, jak "kontakt" ze śmiercią.
- Moja córka była na pogrzebie jeden raz. I dopóki nie postanowi inaczej, to się nie powtórzy.
Śmierć nie jest tabu
I chociaż śmierć nie stanowi w naszym domu tematu tabu, to nie widzę korzyści w uczestniczeniu dzieci w ceremoniach pogrzebowych. Myślę, że to dla nich zbyt wiele. I chronię przed tym moje dziecko.
Podczas jednej z rozmów ze znajomymi kobietami, jedna z nas opowiedziała swoje doświadczenie czasu dzieciństwa. Traumatyczne dla niej, co potrafiła nazwać dopiero po kilkunastu latach. Tym doświadczeniem był właśnie pogrzeb jednego z krewnych. Na tyle dalekich, że jako mała dziewczynka nie czuła straty, a mimo to do dzisiaj ma ciarki, kiedy przypomina sobie zniekształconą, starczą, siną twarz w trumnie. Kiedy słucham jej słów, zadaję sobie pytanie: po co to wszystko? Czy naprawdę dzieci muszą brać udział w jednych z najczarniejszych, najsmutniejszych obrzędów w tradycji ludzkości? Co z tego wynoszą? I czy istnieje jakikolwiek powód, by tego nie przerwać?
Ja przerwałam, przynajmniej dopóki moje dziecko nie będzie na tyle świadome i dojrzałe, by samej podjąć decyzję. Była ze mną na pogrzebie raz, nie pamięta go, a i tak była chroniona obecnością bliskich mi osób, które zaoferowały opiekę nad nią, kiedy ja z trudem łapałam oddech. Była zaopiekowana, kiedy jej matka traciła grunt pod nogami.
Teraz kiedy jej mała głowa chłonie wszystko tak intensywnie, zapamiętuje każde niemal słowo, potrafi zadać pytanie o to, co wydarzyło się kilka tygodni wcześniej, teraz nie wyobrażam jej sobie na pogrzebie. Myślę, że ciężar byłby zbyt wielki, dla jej raczkujących emocji, dla jej małych barków, dla jej dopiero co rozbudzających się zmysłów. Zbyt dużo cierpienia, smutku i poczucia straty w jednym miejscu dla tak małego człowieka.
"Jest to piękne i bardzo duchowe"
O śmierci rozmawiamy, a rozmowy te mają silny związek z wydarzeniem z początku tego tekstu. Moje dziecko wie, kim była dla mnie ta osoba i czasem przed snem mówi: na pewno rośnie sobie w niebie – choć kontekst nieba w nawiązaniu do życia po śmierci nie został jej nigdy przybliżony przez nas. Raczej abstrahując nieco od jednej właściwej wiary, mówię: ja lubię myśleć, że jakaś jego cząstka jest tam obecna. W przestrzeni nieba, wszechświata. A ona, jakby wyczuwając czułość i tęsknotę w moich słowach, próbuje chyba dać mi nieco ukojenia i pocieszenia, mówiąc, że jest w niebie i rośnie i patrzy na nas. I jest to piękne i bardzo duchowe. I jest częścią naszej pokoleniowej historii, jest częścią naszej więzi, natomiast nie widzę sensu w procesowaniu samych pogrzebów przez dzieci.
Podczas tych ceremonii wylewa się morze łez, ludzie, często obcy dla dziecka, muszą poradzić sobie ze swoimi emocjami, a dziecko nie powinno być w takim gronie łącznikiem, czy trochę traktowane jak iskierka szczęścia i nadziei. W naszej polskiej kulturze pokutuje wciąż taki zwyczaj łączenia się rodzin, spotykania się, właśnie przy okazji pogrzebów. Rozumiem to i akceptuję, ale większą wartością jest dla mnie higiena psychiczna mojego dziecka niż tradycja w tym konkretnym ujęciu.
Dziecko jest czystą radością, przepełnione nadzieją, śmiechem, czystością. To nie jest moment, w którym śmierć musi mieć dla niego pomarszczoną, bladą twarz dalekiego wuja.