Świadomie zrezygnowałam z drugiego dziecka. Moje powody rozumie coraz więcej ludzi
Dziecięce wizje nie mają nic wspólnego z dorosłością
Będąc dzieckiem, nie marzyłam o karierze, o partnerstwie, o podróżach. Kiedy zamykałam oczy, wyobrażałam sobie siebie jako matkę. Całym sercem marzyłam o dziecku. I jeszcze jednym, a w najśmielszych marzeniach o trójce.
Nie jestem już dzieckiem i zostałam matką. Kilka lat temu urodziłam swoją pierworodną córkę, najmilszą mojemu sercu istotę na świecie. Zaspokoiła wszystkie moje marzenia, zainspirowała do tworzenia nowych, już z nią u boku.
Byłam młoda, kiedy moja córka przyszła na świat, mogłam mieć drugie dziecko. Zrezygnowałam z tych planów. Z wielu, bardziej lub mniej osobistych, powodów. Jednym z nich, wielkim i znaczącym był lęk o przyszłość i teraźniejszość. Lęk, który wynika z nieprzewidywalności czasów, w których przyszło nam żyć. Pandemia, wojna, kryzys klimatyczny – to dla mnie zbyt wiele zła.
Lęk przed przyszłością jest realny
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ wiem, że nie jestem odosobniona z poczuciem przejmującego lęku o przyszłość, który rzutuje na nasze jednostkowe decyzje. Istnieją już badania, które nie pozostawiają wątpliwości: lęk przed posiadaniem dzieci ze względu na kryzys klimatyczny jest realny i dotyka coraz więcej młodych ludzi przez 25 rokiem życia. Nie jestem zaskoczona wynikami tych badań, dokładnie wiem, co czują ci ludzie.
Moja córka miała dwa lata i jeden dzień, kiedy 11 marca 2020 roku WHO ogłosiło pandemię COVID-19. Wszyscy czuliśmy strach, ale ten rodzicielski był szczególny. Zadawałam sobie pytanie – po co sprowadziłam ją na świat, skoro teraz wszyscy możemy umrzeć? Ten strach o jej, nawet nie o własne życie, był przytłaczający.
Osiągnęliśmy stabilizację i względny spokój związany z wirusem, kiedy 24 lutego usłyszeliśmy alarmy bombowe w Ukrainie. I chociaż wojny toczyły się już wcześniej, znaliśmy je z kart historii i z teraźniejszości niestety również, to podczas trwania życia mojego pokolenia, nie było jej tak blisko. Nie była tak namacalna i tak bezpośrednio zagrażająca nam, w kraju, w którym żyjemy. Nie muszę chyba pisać o tym, jak się wszyscy baliśmy i jak wszyscy wciąż się boimy. Bezpieczeństwo naszego świata jest poniekąd w rękach szaleńców. Wydaje się niewiarygodne, że w ogóle zasypiamy spokojnie.
Kryzys klimatyczny nie jest zjawiskiem, które pojawiło się teraz. Kryzys klimatyczny trawi naszą planetę od lat, przez ślepy konsumpcjonizm, nierzetelną politykę, nieodpowiedzialne zarządzanie zasobami naturalnymi, przez egoizm, przez żądzę posiadania: kasy i władzy. Niszczymy naszą planetę, dzień po dniu i chociaż bardzo się staram podejmować odpowiedzialne decyzje jednostkowe, by tę skalę zmniejszyć, wielkość zniszczeń mnie przytłacza. Jest obłędna. I w większym wymiarze, w tym, który naprawdę ma znaczenie, niewiele mogę zrobić.
Pozostanie głucha cisza wypełniona po brzegi cierpieniem
Jak więc w cieniu takiej bezsilności, decydować się mam na świadome i odpowiedzialne sprowadzanie na świat kolejnego dziecka? Nie mam w sobie na to zasobów i siły, ponieważ nie wiem, czy ten świat wciąż będzie istniał. A jeśli będzie, to w jakiej kondycji? Rzeczywistość to nie jest film Marvela, w którym jeden bohater przeciwstawi się szaleńcowi, a dobro zawsze zwycięża. Nie będzie spektakularnych efektów specjalnych, kiedy ciemność w każdym tego słowa znaczeniu, zasłoni nasze horyzonty, nie będzie niczego. Pozostanie głucha cisza wypełniona po brzegi cierpieniem.
Przeraża mnie myśl o tym, że moja ukochana córka mogłaby być tego świadkiem. Nie podejmę decyzji o świadomym skazaniu na to kolejnej bezbronnej istoty.
Czytaj także: https://mamadu.pl/167251,tamara-gonzalez-odleciala-ale-duchowosc-nie-jest-smieszna-jest-bezcenna