Kładę dziecko spać późno. To dobre dla całej rodziny

Dominika Bielas
13 października 2022, 15:33 • 1 minuta czytania
Jest już prawie 22.00, a nasze dziecko ani myśli, by położyć się do łóżka. To najlepszy czas na zabawę w sklep i gotowanie. Warto także przeczytać te samą książeczkę po raz dziesiąty. Jeszcze zdąży się pohuśtać, pograć w piłkę i porysować. Czy jest sens pacyfikować żądnego przygód malucha? Po miesiącach walki poddaliśmy się i wyszło nam to na zdrowie.
Trochę elastyczności w temacie snu diametralnie zmieniło nasze rodzinne życie. Fot. 123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Pora na dobranoc

Dobranocki już dawno nie ma, ale się utarło, że ta 19.30 to najwyższy czas, by dziecko grzecznie zaległo w łóżeczku lub przynajmniej zaczęło powoli zmierzać w jego kierunku. I wcale bym się nie obraziła, gdyby tak było. Po ciężkim dniu też chętnie poleżałabym w wannie, zrelaksowała się z książką w sypialni lub na kanapie przed TV nadrobiła serialowe zaległości. Jednak 19.30 to dla naszego malucha najlepsza pora na zabawę z siostrą, która po szkole i odrabianiu lekcji dopiero ma dla niej czas. Gdy starsza idzie czytać książkę koło 20.30, młodsza dosłownie tryska pomysłami na coraz to nowe zabawy z rodzicami.


Ja też muszę odpocząć

Nasze pierwsze dziecko bardzo szybko i intuicyjnie uregulowało sobie pory drzemek i snu. Była dużym śpiochem, więc rozpieściła nas czasem wolnym, którym spokojnie dysponowaliśmy, organizując sobie wieczorny relaks (lub pracę).

Z młodszą nie jest już tak kolorowo. Od początku spała mniej, krócej i rzadziej niż pierworodna. Gdy doszliśmy do etapu jednej drzemki i nocnego snu, zaczęliśmy dosłownie walczyć, by córka raczyła się położyć o "normalnej" godzinie. Kąpiel, wyciszanie, czytanie i leżenie w łóżku. Nie było żadnych dramatycznych scen czy ucieczek, ale sam proces każdego dnia trwał prawie 3 godziny. Wyraźnie niezmęczone dziecko wierciło się w łóżku. Z nudów nie chciało leżeć samo. Byliśmy nerwowi, bo ile można?

Niby wszystko "podręcznikowo" ogarnięte, a mały uparciuch i tak padał dopiero o 23.00. I nici ze wspólnego wieczoru, relaksu i przyjemności bez dzieci. Dyżurujący rodzic zazwyczaj sam przysypiał. Rozespany, po osiągnięciu sukcesu z 2-latkiem sam miał ochotę już tylko iść spać. 

Szkoda życia

Po kilku miesiącach ostatecznie stwierdziliśmy, że nam naprawdę szkoda czasu, życia i nerwów, by leżeć i patrzeć po ciemku w sufit. Szkoda też i dziecka, z którym przez ten czas można porobić wiele fajnych rzeczy. Młodsza córka najwyraźniej ma znacznie mniejsze potrzeby snu. Śpi krócej w ciągu dnia, ale i nie śpieszy się jej do łóżka wieczorem. Patrząc z perspektywy malucha, zrozumieliśmy, że ten wspólny czas jest jej niezwykle potrzebny. Jest też bardzo atrakcyjny, bo rodzice w końcu nie pracują, a i konkurencja w postaci siostry znika z horyzontu. 

Gdy odpuściliśmy, nagle odeszła presja wcześniejszego wracania do domu, gdy robimy coś fajnego. Dodatkowe kilka godzin sprawiło, że jesteśmy bardziej elastyczni i częściej pozwalamy sobie na miłe spędzanie wieczoru. Możemy wyjść do restauracji czy na spacer. Zamiast od 19.00 skupiać się na wyciszaniu i procesie usypiania, spędzamy aktywny czas razem. 

Widać po dzieciach, że to dużo im daje, a i my jesteśmy bardziej usatysfakcjonowani jako rodzice. Myślę, że nie jest to "sposób" dla każdego. Są dzieci, dla których duża ilość snu i cały proces jest niezwykle ważny. Jednak warto pamiętać, że ten medal ma dwie strony. Usypanie nie musi wyglądać tak samo dla każdego malucha. A skoro dziecko nie jest śpiące i nie potrzebuje aż tyle snu, to po co męczyć i dziecko, i siebie?

Nasza pociecha ewidentnie idzie spać, gdy jest śpiąca. Co jakiś czas pytamy, czy chce jej się spać, a gdy sama zadecyduje, że już jest zmęczona, usypia dosłownie w 5 minut i absolutnie nie potrzebuje do tego towarzystwa. Drugiego dnia nie jest ani zmęczona, ani marudna. Jak nie oglądałam seriali, tak dalej ich nie oglądam, ale zyskaliśmy wiele cennego czasu z naszymi dziećmi. Jestem wręcz przekonana, że nie będzie tak wiecznie. Gdy zacznie się przedszkole, będzie bardziej zmęczona. Gdy zrezygnuje zupełnie z drzemek, najpewniej będzie jej potrzebne więcej snu w nocy, ale na ten moment nie zmierzam zmuszać dziecka do chodzenia spać po wieczorynce. Skoro ona sama okazała się przeżytkiem, to i może podobnie jest z najlepszą porą na usypianie... powinna odejść do lamusa.

Czytaj także: https://mamadu.pl/130613,ile-spi-dziecko-w-zaleznosci-od-wieku