"Tatuś wrócił". Zostawił ją, gdy ich syn był mały, a teraz zaczął upominać się o prawo do opieki
Karolina napisała kiedyś do mnie maila po tym, jak opublikowałam tekst o ojcu walczącym o swoje dziecko zagarnięte przez matkę. Opisała swoją sytuację, w której "mężczyzna", jak go nazywa, z którym ma syna, wziął nogi za pas, gdy chłopiec był jeszcze niemowlęciem. Wymieniłyśmy kilka wiadomości i pisała do mnie, gdy poruszałam temat rozwodów i opieki nad dziećmi.
Teraz wróciła do mnie z garścią newsów - "Tatuś wrócił" - zatytułowała swoją wiadomość. Za jej zgodą przytaczam ją tutaj w całości.
"Cześć, piszę, bo może jesteś ciekawa, co u mnie słychać. Dobrze wspominam nasze rozmowy o dzieciach i opiece po rozwodzie. Jak wiesz, ja nie wychodziłam za mąż, a w walce o to, aby ojciec mojego dziecka się nim zainteresował, poddałam się po roku. Nie miałam wtedy sił, aby za nim ganiać. Ani razu od mojej ostatniej wiadomości do niego, nie odezwał się, nie zapytał o małego ani go nie odwiedził.
Mężczyzna niedawno dzwonił do mojej matki, by dowiedzieć się, co u nas słychać. Na wieść o tym, mało nie spadłam z krzesła. Moja przytomna mama powiedziała mu, żeby kontaktował się wyłącznie ze mną, jeśli ciekawy jest, jak rozwija się syn, ponieważ to ja jestem głównym opiekunem.
I oto w kilka dni po tym telefonie pojawił się w progu mojego mieszkania, a ja plułam sobie w brodę, że nie przeprowadziłam się przez te kilka lat. Mężczyzna stwierdził, że chciałby odzyskać kontakt z synem, że postąpił pochopnie i zależy mu na naszych dobrych relacjach. Czułam, że coś kręci. Szybko okazało się, że poznał kobietę, która powiedziała mu, że powinien walczyć o syna, bo przecież ja zagarniam wszystkie należne na niego pieniądze.
Oczywiście nie przyznał się od razu, że chodzi o pieniądze. Dopiero pod koniec rozmowy zapytał, czy jakichś potrzebuję, a potem wyliczył mi, ile pieniędzy z 500+ dostałam przez ten czas. Jakoś zapomniał, że od niego dostałam równe 0 alimentów.
Synek na szczęście był w szkole, więc obyło się bez trudnych pytań z jego strony. Tyle razy czekał na ojca, który miał się zjawić, że jego obecność chyba zaszokowałaby dziecko.
Niemniej jestem na etapie, że pogodziłam się z tym, że mój syn będzie wychowywał się bez ojca. Od kilku dni siedzę i myślę, co zrobić z nagłym powrotem tatuśka. Mężczyzna pisze do mnie niemal codziennie z prośbą o ustalenie spotkania z synem. Raz wspomniał nawet o pójściu do sądu.
Nie wiem, co powinnam zrobić, bo nie wyobrażałam sobie, że on kiedykolwiek wróci. Myślę o tym, że jak jeszcze liczyłam na to, że zainteresuje się synem, poszłam na kilka spotkań z psychologiem. Ta kobieta wtedy mnie zapytała, dlaczego ciągle myślę, że skoro Mężczyzna 20 razy obiecywał, że przyjedzie, a nie pojawił się ani razu, to ja nadal na niego liczę.
Teraz jednak jestem w sytuacji, gdy Mężczyzna, na którego liczyłam tyle razy, jest. Nie mogę jednak pozbyć się myśli, że jeśli w ogóle pojawi się na spotkaniu z synem, znów złamie mi i jemu serce, po raz kolejny znikając. Co byś mi poradziła?".
Niestety, choć wiem, co Karolina chciałaby usłyszeć, nie mogę napisać jej, że może zabronić kontaktów syna z ojcem i pozbawić Mężczyznę praw do opieki. Jej były partner porzucił rodzinę, gdy dziecko było małe, ale nie stosował wobec niego przemocy ani nie zagrażał w żaden inny sposób. Tak naprawdę nie był nigdy ojcem.
Jest nim jednak biologicznie i ma prawo do spotkań z dzieckiem, nawet po latach nieobecności. Radziłabym Karolinie, aby to ona wyszła z inicjatywą i pismem o ustalenie kontaktów i wypłatę zaległych świadczeń alimentacyjnych, skoro ojciec chce brać udział w wychowywaniu dziecka, a to również wiąże się z partycypacją w kosztach utrzymania.