Rozpasane dzieci, bluzgi i gołe tyłki. Upalny dzień na plaży to festiwal żenady

List do redakcji
20 czerwca 2022, 10:54 • 1 minuta czytania
Pogoda w weekend była zaiste tropikalna. Wiele polskich rodzin ruszyło więc nad wodę. Korki do plaż ciągnęły się kilometrami, a okoliczne parkingi pękały w szwach. "Wybraliśmy się z dzieciakami nad pobliski zalew, a z nami chyba pół Polski. Wiadomo, że wszystkim jest gorąco, ale to, co zobaczyłam i usłyszałam na plaży, skutecznie obrzydziło mi taki wypoczynek na przyszłość" - zaczyna swój list Sylwia.
Zdjęcie ilustracyjne. Plaża w upalny dzień. Fot. Polska Press/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Pierwszy rząd obstawiony

Kobieta pisze, że z rodziną dotarła nad zalew o 10.00 w niedzielę, w pasie tuż przy wodzie było już mnóstwo plażowiczów. "Koce leżały jeden przy drugim, tak, że żeby dojść do wody, trzeba było dosłownie skakać nad innymi ludźmi. Kiedy dzieci szły do wody, mimo że ta przy plaży jest bardzo płytka, musiałam ja albo partner iść z nimi, bo pierwszy rząd postanowił stać" - ironizuje.

Sylwia żali się, że nie była w stanie obserwować z brzegu swoich dzieci, bo inni plażowicze skutecznie przesłaniali jej widok. W liście obrywa się "Karynom" w wielkich sukienkach, które wcale nie mniej skutecznie niż parawany tworzyły ścianę i "Januszom z plecami szerokimi, jak plandeka od Żuka". 

"Wyglądali, jak zorganizowana wycieczka, wszyscy się znali, głośno przeklinali i rozmawiali ze sobą, komentując wygląd innych wypoczywających. Gdyby nie upór dzieci, nawet na chwilę bym tam nie została, ale ostatecznie postanowiliśmy tam spędzić 2-3 godziny. Dłużej bym nie wytrzymała" - pisze Sylwia.

Ich dzieci mnie przerosły

Kobieta przyznaje, że najbardziej uderzyły ją jednak dzieci na plaży. "Moja córka ma 4 lata, chodzi do przedszkola, jest samodzielna i bardzo rezolutna, ale nie tylko ona jedna. Na tej plaży zobaczyłam coś zupełnie innego, niż czterolatki z naszego otoczenia. Dzieci wyraźnie starsze od Neli ze smokiem w ustach. Wyciąganym tylko po to, żeby rzucić siarczystą k...ą. Przerażające" - relacjonuje czytelniczka.

Przyznaje, że brak reakcji rodziców, kiedy dzieci przeklinały, mroził krew w jej żyłach. Podobnie zresztą, jak fakt, że mało który maluch miał kąpielówki. "Przegląd gołych tyłków i genitaliów na wierzchu, zwrócił uwagę nawet mojego dziecka. Córka co chwila pytała, czemu ci chłopcy kąpią się z gołymi pupami" - wspomina kobieta.

Sylwia zauważyła, że znacznie mniej golizny było wśród dziewczynek. "Myli się kto myśli, że były ubrane odpowiednio do wieku. Mocno wycięte bikini w krzykliwych kolorach to standard. Wyobraźcie sobie, że jedna z takich rodzin robiła sobie zdjęcie, które matka od razu wrzuciła do mediów społecznościowych, wiem, bo na pół plaży relacjonowała znajomym, ile ma lajków i komentarzy" - czytamy.

"A do zdjęcia pozowali: chłopiec na oko 5 lat, bez gaci, za to ze smoczkiem, jego starszy brat, którego tyłek na czas pozowania znalazł się na wysokości moich oczu. Myślę, że miał z 7 lat i również nie miał kąpielówek, ich siostra może dwulatka w bikini identycznym jak mama i tatuś z piwem w ręku. Wszyscy strzaskani na heban i wyolejowani, żeby się równo dosmażyć. Żenada" - podsumowuje Sylwia.

Niedzielny niesmak

Sylwia przyznaje, że po dwóch godzinach "odpoczynku" w akompaniamencie krzyków, przekleństw i walki, żeby dojść do wody, z wielką przyjemnością przekupiła dzieci wizją frytek i lodów, byleby z plaży uciec. "O 12.00, jak wyjeżdżaliśmy, plaża była pełna, część odpoczywających dorosłych pijana, a przynajmniej dobrze wciętych. Dzieci robiły, co chciały, było głośno, wulgarnie i bardzo nieprzyjemnie" - kończy opowieść.

Kobieta zaznacza, że na ową plażę nie planuje wracać już nigdy. "Szukamy jakiegoś miejsca na odludziu, bo chyba nie pasujemy do tego społeczeństwa" - podkreśla. Jednak to, co w jej wiadomości uderza najbardziej, to skrajny brak odpowiedzialności niektórych rodziców na plaży.

Spożywanie alkoholu w upale i w pełnym słońcu nigdy nie jest dobrym pomysłem, łatwo o udar, ale i o niewystarczająco szybką reakcję, gdyby dziecko, które poszło do wody, potrzebowało pomocy. Nie da się też przemilczeć golizny w miejscu publicznym. Bo jak inaczej nazwać paradujące z pupą na wierzchu dzieci - niezależnie od wieku.

Przekleństwa, smoczki w ustach biegających i bawiących się dzieci, to już zupełnie inna historia. Smoczek - uspokajacz, jak sama nazwa wskazuje, służy do uspokajania dziecka. Kiedy to zasypia i jest zdecydowanie przeznaczony dla niemowląt. Przedszkolak nie potrzebuje tego gadżetu. Wulgarne słownictwo nie przystoi nikomu, a już na pewno nie dzieciom. 

Często rodzice mówią, że maluch przyniósł przekleństwa z przedszkola czy podwórka, podczas gdy sami nie pilnują swojego języka. Najczęściej to od opiekunów w domu przejmują ten sposób komunikacji, nie od nauczycieli czy kolegów.

Trudno dziwić się wrażeniom Sylwii, trudno dyskutować z niesmakiem, który przywiozła z wypadu nad wodę, ale z drugiej strony, publiczna plaża jest dla wszystkich. Jest przeglądem społeczeństwa, a ludzie są różni... Jeśli czyjś krzykliwy sposób bycia nas drażni, to nie możemy mu powiedzieć, że nas wkurza. Ale wstać i wyjść - zawsze możesz.

Reagować natomiast masz nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek, jeśli widzisz, że dziecko znajduje się pod opieką dorosłych pod wpływem alkoholu. Jeśli nikt nie pilnuje dziecka i przez to jest ono narażone na niebezpieczeństwo. Wówczas należy zawiadomić służby.

Czytaj także: https://mamadu.pl/153555,pijana-matka-spala-na-balkonie-nie-slyszala-placzu-coreczki