"Proszę nie wierzyć we wszystko, co opowiadają państwa dzieci po powrocie z przedszkola, a my obiecamy nie wierzyć w to, co mówią o tym, co dzieje się w domu" — taki napis pojawił się na korytarzu jednej z placówek przedszkolnych i jest w nim więcej prawdy niż żartu. A co mówią rodzice? Nauczycielki przedszkola przyznają, że ci odbierając swoje pociechy z przedszkola, tłumaczą się pięcioma stałymi tekstami. Oto one.
— Słyszę go, gdy wyjaśniam rodzicom, że dzisiaj mieliśmy mały problem z zachowaniem, bo dziecko miało mały napad agresji, uciekało, przeklinało — wstawcie tu cokolwiek. Nie mówimy tego, żeby rodzicom naskarżyć, a żeby ich poinformować, dać sygnał, co w przedszkolu w ogóle się dzieje — wyjaśnia.
Zdradza, że na 99 proc. przypadków pierwsza odpowiedź rodziców to udawane zdziwienie i okrzyk "on/ona w domu nigdy tak nie robi!". — I oczywiście rozumiem, że jakieś zachowanie naprawdę mogło mieć miejsce pierwszy raz, bo maluch pierwszy raz był np. w tak dużej grupie dzieci. Ale nie zapomnę, gdy tacie, który zawsze przekonywał, że jego syn "w domu tak nie robi" opowiadałam, że Kubuś ma tendencję do uciekania. Tata zaczął zaprzeczać, a syn wyrwał mu się i wybiegł z przedszkola... — dodaje.
I apeluje do rodziców, by nie wstydzili się, że ich dziecko zachowało się tak czy owak. Nauczycielki nie oczekują, że będziecie się im tłumaczyć, naprawdę chcą pomóc!
2. Nauczył się tego w przedszkolu
To kolejne zdanie, którego rodzice lubią używać do odbijania piłeczki w rozmowie z nauczycielkami przedszkola. Pojawia się także w sytuacji, której rodzice nie lubią, czyli informowania ich o negatywnym zachowaniu malucha. — Niestety, ale to zdanie nie kojarzy mi się dobrze – mówi nauczycielka.
– Często trafiają do nas dzieci, które były już w kilku placówkach, ale zostały do nas przepisane. Dziecko zachowuje się agresywnie w stosunku do innych, a gdy mówię o tym mamie, słyszę, że nauczył się tego w naszym przedszkolu. Znowu – próba tuszowania problemu zamiast pomocy dziecku, u którego ten problem z agresją jak widać trwa od dawna — tłumaczy nauczycielka.
Dodaje także, że istnieje grupa rodziców, która tak odpowiada na każdy zarzut, który usłyszą od wychowawczyń dziecka. — Tak jakby oskarżali nas o pogorszenie zachowania malucha, ale na jego zachowanie może mieć wpływ wiele czynników. Niekoniecznie "złe ciocie" — dodaje.
3. W domu był zdrowy
Tego "ciocie" szczególnie nie lubią. Sezon grypowy szaleje, kolejne nauczycielki biorą L4, kolejne dzieci przychodzą do przedszkola zasmarkane, z wysoką gorączką, blade i słabe, a rodzice zdają się o tym nic nie wiedzieć.
— Próbują rano zostawić mi dziecko, po którym widzę, że jest przeziębione. Rodzice przekonują, że to tylko katarek, parę godzin później dziecko ma wysoką gorączkę, a ja dzwonię, żeby zabrali malucha do domu. Często dzieci same zdradzają, że są chore od kilku dni, że biorą leki, były u doktora, a rodzice próbują mnie przekonywać, że maluch rozchorował się w godzinę — tłumaczy.
Nigdzie nie jest tak łatwo o zarażenie się jak w przedszkolu pełnym dzieci, dlatego rodzice powinni brać pod uwagę zdrowie swojego malucha, ale także innych dzieci czy nauczycielek, które przyznają, pół żartem, pół serio, że ciągłe przeziębienie to ich "choroba zawodowa".
— W sezonie od września do marca rzadko zdarza się, żeby w grupie nie było choć raz żadnego chorego dziecka. A wystarczyłoby poczekać z puszczeniem go do przedszkola po chorobie dzień dłużej — dodaje.
4. Moje dziecko ma specjalne potrzeby
"Moje dziecko ma specjalne potrzeby. Proszę zwrócić na nie dodatkową uwagę. Proszę na nie zerknąć" — powtarza właściwie każdy rodzic, który oddaje dziecko do przedszkola lub żłobka po raz pierwszy. Każdy rodzic jest przekonany, że jego dziecko jest wyjątkowe i nic w tym dziwnego, to prawda. Nie każde dziecko wymaga jednak dodatkowego wsparcia, zwiększonej uwagi i pomocy na każdym kroku, jednak rodzice lubią to powtarzać.
— Trudno im rozstać się z dziećmi na początku, czują się niepewni, chcą mieć pewność, że maluch zostanie pod dobrą opieką. W ogóle się więc nie dziwimy i przyjmujemy to zdanie, uspokajając rodziców, że tak właśnie będzie — tłumaczy Monika.
5. Nie może wychodzić na dwór
Nauczycielki przyznają, że jedna grupa rodziców przyprowadzi do przedszkola dziecko nawet z "katarem do pasa". Druga, chociażby dziecko było okazem zdrowia, kategorycznie zabrania wychodzenia z nim na dwór.
— Zajęcia na dworze, zabawa na placu zabaw to dla dzieci świetna aktywność i przerywnik w zajęciach. Niestety są rodzice, którzy przyprowadzając mi dziecko co rano, podkreślają, że ma ono zakaz wychodzenia na dwór, chociaż maluch nie jest chory — tłumaczy.
Co więc powstrzymuje rodziców? — Wszystko, dzisiaj wieje, dzisiaj słońce zbyt świeci, dzisiaj ma padać, chociaż na niebie żadnej chmurki. Rodzice chcą, żeby dziecko było zdrowe, ale nie dają mu zbudować odporności, zahartować się. Sami robią dzieciom krzywdę — podsumowuje.
Niektóre ze zdań rodziców irytują, inne bawią, jeszcze inne sprawiają, że komunikacja między nimi a nauczycielkami do najłatwiejszych nie należy. Marta podkreśla, że rodzice powinni pamiętać, że nauczycielki przedszkola wcale nie czyhają, by ocenić ich model wychowania, naskarżyć na dziecko. — Chcemy po prostu szczerej rozmowy, a same mamy dzieci i wiemy, że często w domu robią dokładnie to, co później w szkole. I nie ma się czego wstydzić! — dodaje.