„Największym problemem współczesnej rodziny jest brak czasu i stres. Niektórzy rodzice rozładowują to wieczne napięcie alkoholem nie zdając sobie sprawy, jak ogromny wpływ ma to na ich dzieci". Wywiad z Ewą Woydyłło.
– Alkohol jest warunkiem udanej zabawy, ale też coraz częściej dobrego odpoczynku. Coraz więcej osób relaksuje się używając alkoholu również po całym po tygodniu, dniu ciężkiej pracy– mówi Ewa Woydyłło, psycholog, terapeutka uzależnień.
Katarzyna Troszczyńska: Często pijemy przy dzieciach?
Ewa Woydyłło: Myślę, że bardzo, i ta liczba wciąż rośnie. Nie wszyscy rodzice, oczywiście się przy dzieciach upijają. Bardziej chodzi o obyczaj picia. Urodziny, imprezy, święta, sylwester, karnawał, weekend. Proszę mi powiedzieć, ilu zna pani ludzi, którzy w tym czasie nie piją? Obyczaj to coś znacznie trwalszego niż wiedza, samoświadomość. Co z tego, że teoretycznie wiemy, że nadużywanie alkoholu jest złe. Tak samo silnie zakorzenione w większości z nas jest poczucie, że świętujemy z alkoholem. Mam wrażenie, że nasze hamulce społeczne wręcz puściły. Dziś już nie ma społecznych ograniczeń. Nie ma też ograniczeń materialnych– bo na alkohol stać właściwie wszystkich.
Na internetowych forach czytałam różne dyskusje o piciu przy dzieciach. Jedni uważają, że przy dzieciach nie powinno się pić wcale, inni, że to paranoja i alkohol jest dla ludzi.
Oczywiście, że dla ludzi. Pod warunkiem, że pije pani na przykład do kolacji tylko kieliszek wina, zachowuje się pani po nim normalnie, nie czuje pani potrzeby wypicia więcej. Problem pojawia się wtedy, gdy alkohol w ogóle towarzyszy nam w wolnym czasie. Jaki to komunikat dla dziecka? Przecież ono uczy się przez przykład. W jego podświadomość „wdrukowuje" się schemat: alkohol równa się zabawa, równa się relaks. Dzieci pijących rodziców same szybciej sięgają po napoje wysokoprocentowe. Czy naprawdę tego chcemy? One widzą, że potrzebujemy alkoholu, żeby się zresetować. Na przykład przejść „płynnie" z trybu zawodowego na domowy.
Znam mnóstwo takich ludzi. Czytałam brytyjskie badania. Ponad 60 proc. rodziców uważa, że ich picie nie ma wpływu na życie rodzinne. 17 proc przyznało, że pije więcej niż przed urodzeniem dziecka. 20 proc uważa, że dzięki alkoholowi staje się lepszymi rodzicami. Dlaczego ulegamy iluzji, że alkohol pomaga?
Ależ to nie jest iluzja. On pomaga. To substancja chemiczna, która zmienia świadomość. Rozluźnia, łagodzi napięcie, sprawia, że stajemy się weselsi. Po alkoholu łatwiej nam nawiązywać relacje. Łatwiej nam– przynajmniej na poziomie podstawowym– po prostu być. Jesteśmy pozytywniej nastawieni do świata, mniej krytyczni. Można przenieść to na kontakt z dzieckiem. Ileż to przychodzi do mnie kobiet, które mówią, że po kieliszku, dwóch wina są lepszymi, cierpliwszymi matkami. A ilu mężczyzn dopiero po piwie ma cierpliwość do swoich dzieci, żony. Nieprawdą jest jest jednak, że alkohol nie ma wpływu na życie rodzinne, ma ogromne.
To znaczy?
Przede wszystkim myślę, że ludzie, którzy sięgają po alkohol, żeby się odstresować nie mają szansy skonfrontować się ze swoim życiem i z emocjami. Dlaczego rodzice mogą pić? Może nie lubią swojego dziecka? Może czują do niego złość? Może rodzina zabiera im wolność? Może nie radzą sobie z nudą, rutyną, codziennością?Może odreagowują znużenie życiem, lęk? A może nie chcą dopuścić do siebie myśli, że ich związek jest martwy? Powodów jest mnóstwo. Ale pijąc nie możemy się z tym zmierzyć, nie możemy też próbować tego zmienić. I proszę mi wierzyć, nie trzeba się upijać, żeby zacząć się niepokoić. Jeśli czujemy, że alkohol „pomaga" nam realizować się w roli żony, matki, ojca, męża. Jeśli gdzieś czekamy na ten moment, żeby się napić– to to jest sygnał alarmowy.
A co z kontrowersyjną tezą, że ktoś staje się lepszym rodzicem na rauszu? Codziennie czytam straszliwie doniesienia. Pijana matka spowodowała wypadek, dziecko wypadło z okna, bo matka czy ojciec byli nietrzeźwi. „Mnie to nie dotyczy. Tamto to patologia" myślimy. A potem czytam o matce, której dziecko się utopiło. Miała 0,5 promila we krwi. Przeliczam szybko- to dwa kieliszki wina, piwo. To samo mogło spotkać mnie, koleżankę...
Myślę, że picie przy dziecku jest przede wszystkim niebezpieczne. Nawet te dwa kieliszki wina, piwo. Nawet 0,5 promila alkoholu we krwi obniża kontrolę, upośledza koordynację wzrokowo– ruchową, zaburza równowagę. Oczywiście, wszystko zależy od wagi osoby, ale naprawdę stajemy się wtedy mniej ostrożni co jest szczególnie niebezpieczne w przypadku małych dzieci.
Znajoma mówi do męża: „Proszę cię, nie pij przy dzieciach. One to zauważają, mówią, że tata jest potem dziwny". „Jestem normalny, nie przesadzaj. One tego nie widzą" odpowiada on.
Muszę obalić tę teorię- ależ oczywiście, że widzi. Dziecko zauważa, że rodzice „po kolacji" albo „po niedzielnym obiedzie" czy na urodzinach cioci zmieniają się. Mówią głośniej, żywiej gestykulują, inaczej pachną. Czasem, owszem, nagle zaczynają się z dzieckiem „tarzać po podłodze" i bawić, jak nigdy, ale czasem opędzają się od syna czy córki. „Mamo, chodź…" woła maluch. A mama mówi: „Czekaj, za pięć minut…". I to pięć minut trwa i trwa. Bo matka czy ojciec są już skoncentrowani na swoich sprawach. Brakuje im samokontroli, którą daje trzeźwość. Też pamiętajmy, że dziecko w jakimś sensie przestaje mieć spójny obraz rodzica. Jest mama czy tata spięci po pracy, albo krytyczni, kontrolujący. Jacyś. Po alkoholu są to inne osoby. Na przykład odpuszczają coś, co na co dzień jest ważne, są niekonsekwentni. Dziecko nie wie gdzie są granice. Bo te granice są za każdym razem gdzie indziej– i to rodzi lęk, niepokój i niepewność.
Mam ciągle wrażenie, że rozmawiamy o wąskiej grupie osób.
Rozmawiamy o dużej grupie osób. Tego co się dzieje w wielu domach. Dziecko naprawdę nie musi doznawać fizycznej krzywdy z powodu naszego picia, nie musi być zaniedbywane, żeby problem istniał. Poza tym ilu z nas naprawdę kontroluje swoje picie? Jaką mamy gwarancję, że popijanie trzy razy w tygodniu nie zamieni się w codzienne, pół butelki wina w dwie? Jeśli jesteśmy tego pewni– w porządku. Ale dużo znam takich kobiet i mężczyzn, którzy byli „pewni". Kobiet, które uciekały przed znużeniem i zmęczeniem w wino, piły na przykład, gdy położyły już dzieci spać, a po iluś miesiącach myślały już tylko o tym, żeby te dzieci położyć i wreszcie się napić. Alkohol jest dla ludzi i ja nikomu nie zabraniam go pić. Ważne jest to, jakie ma znaczenie w naszym życiu, do czego służy, co załatwia– czy w ogóle coś załatwia.