Absurdalna sytuacja z włosami to początek. Polska szkoła tępi uczniów za wygląd
- Od kilkudziesięciu lat nic się nie zmieniło w kwestii ingerowania szkół w wygląd uczniów. Za kolczyk w nosie, pofarbowane włosy czy makijaż uczennice często mają uwagi lub obniżone oceny z zachowania.
- Dzieci nie mają wyboru i muszą dostosować się do zapisu statutu w ich szkole. Nawet jeśli oznacza to ścięcie włosów.
- Takie sytuacje często mają długofalowy wpływ na uczniów i ich późniejsze życie.
Co można, skoro nic nie można?
"Zakaz noszenia bluzek na cienkich ramiączkach oraz głębokich wycięć", "Koniecznie zakryty brzuch", "Zakaz stosowania makijażu czy malowania paznokci", "Dopuszczalna jest tylko biżuteria drobna i ściśle przylegająca do ciała", "Ciągłe ekstrawaganckie lub zbyt swobodne ubieranie się, czy stosowanie makijażu wpływa na ocenę zachowania" – takie "kwiatki" można znaleźć, przeglądając regulaminy losowych publicznych polskich szkół podstawowych. Okazuje się bowiem, że wygląd ucznia jest dla szkół tak ważny, że nie tylko zajmuje szczególne miejsce w ich statucie, ale ma też wpływ na ocenę z zachowania.
Wiele osób może od razu powiedzieć, że przecież w szkole trzeba skupić się na nauce, a nie strojeniu się i swoim wyglądzie. Ale tego nie trzeba mówić dzieciom i nastolatkom, które dopiero szukają swojego "ja", budują swoją samoocenę i poczucie własnej wartości. Szukają sposobu na to, by wyrazić siebie albo okazać przynależność do którejś z grup rówieśniczych.
Trzeba powiedzieć to tym dyrektorom i dyrektorkom, nauczycielom i nauczycielkom, którzy na punkcie wyglądu swoich uczniów i uczennic mają taką obsesję, że gdy tylko coś odbiega od ich "normy", to stosują zakazy, upomnienia i kary. I może zamiast na ściganiu ich za to, jak wyglądają, trzeba skupić się na ich rozwoju, potencjalnie tak – właśnie nauce.
Pomalowałaś paznokcie? Jesteś u pani!
A to się nie zmieniło od kilkudziesięciu lat. Mama nastolatki, uczennicy warszawskiej podstawówki, opisała nam sytuację, która spotkała jej córkę. – Nauczyciele nie pozwalali dziewczynom się malować. Jedna nauczycielka się uparła i zasłaniała statutem szkoły, w którym akurat nic na ten temat nie było. Moja córka wstała i zapytała, czy kreska na oku wpływa na jej wiedzę z matematyki – tłumaczy pani Agnieszka.
Tego typu sytuacje zdarzają się także w szkołach średnich, gdzie do czynienia ma się już często z pełnoletnimi uczniami i uczennicami. Jedna z nich, Ola, opisała sytuację, jak nauczycielka zwróciła jej uwagę na bluzkę odkrywającą brzuch. Faktycznie zapis na ten temat był w regulaminie szkoły, więc nauczycielka mogła od razu powołać się na przepisy panujące w ich liceum. – Następnego dnia cała moja klasa przyszła z odkrytymi brzuchami. Ale uwagę dostałam tylko ja – mówi.
W tych przypadkach, by dostosować się do szkolnych reguł i poleceń nauczycieli, "wystarczyło" zmyć makijaż albo szczelnie owinąć się swetrem. Ale co w przypadku, gdy uczennica ma pofarbowane włosy, a statut szkoły wyraźnie tego zabrania? Trzeba je ściąć.
Walka z uczniami. Nie z wiatrakami
Uczniowie się buntują, a tego typu zakazy, upominanie a nawet szykany, pamiętają przez lata. Czasem okazuje się, że tego typu wspomnienia mają znaczący wpływ na ich późniejsze decyzje i życie.
– Kończyła szkołę kilkanaście lat temu, ale widzę, że uczniów, a szczególnie uczennice, wciąż traktuje się podle. Moje włosy zawsze były zbyt czarne, buty zbyt ciężkie, a paznokcie zbyt zadbane. Nie było istotne, co mam do powiedzenia, jakim człowiekiem jestem i mogę być. Wkurzało mnie to niemożliwie i znacznie wpłynęło na wybór bezdzietnego życia. Nie chciałabym, by moje dziecko dorastało w cieniu szkolnych statutów – powiedziała w rozmowie z nami Anna, która na jednym z forów internetowych nagłośniła sprawę nastolatki, która przed przyjęciem do szkoły, na polecenie placówki, musiała ściąć włosy.
Tego typu praktyki nasza rozmówczyni postrzega też jako walkę z jakimikolwiek przebłyskami kobiecości u uczennic. I ciężko się z tym nie zgodzić, bo jak wyjaśnić nastolatce, że pani od matematyki może mieć zadbane i pomalowane paznokcie, a ona nie? Jak wyjaśnić nastolatce, która mierzy się z kompleksami, że nie może przefarbować włosów nawet na naturalny kolor i poczuć się lepiej?
Co na to nauczyciele?
O zdanie na temat szkolnych wytycznych odnośnie codziennego ubioru zapytaliśmy nauczycielkę języka polskiego, Wioletę Dalecką. Jak przekonuje, podejście nauczycieli przez dwie ostatnie dekady się zmieniło i chcą grać z uczniami w jednej drużynie. Mówi, że mimo to szkoła chce nauczyć uczniów taktu i tego, jaki strój będzie stosowny w zależności od okoliczności. – Są dni, kiedy pozwalamy uczennicom na delikatny makijaż, takie jak szkolna dyskoteka czy wycieczka. Na co dzień strój, który nie jest wyzywający, jest akceptowalny – mówi.
Pytanie, co jest strojem "wyzywającym", a co nie. O tym zdaje się, że dyrektorzy i nauczyciele decydują subiektywnie. We wszystkich regulaminach szkół, jakie przejrzałam na potrzeby artykułu, większość zapisów dotyczących ubioru było ogólnikowych. Zakaz noszenia "za krótkich spódnic" czy "ekstrawaganckiej biżuterii" daje przecież szerokie pole do interpretacji.
No i na koniec ostatnia, ale najważniejsza w tym wszystkim kwestia, czyli: czy szkoła naprawdę jest od tego, żeby pilnować wyglądu ucznia? Jego ubioru, spódnicy? Czy szkoła nie powinna być miejscem, w którym uczniowie będą czuli się na tyle swobodnie, że faktycznie na tej nauce się skupią zamiast walczyć z nauczycielami o to, że bluzka jest centymetr za krótka? I gdzie leżą granice egzekwowania tego typu zapisów w regulaminie?
By odpowiedzieć sobie na te pytania, trzeba zacząć doceniać indywidualizm i to, co nas odróżnia od innych. A nie do nich upodabnia.
Czytaj także: https://mamadu.pl/156643,skandal-w-trojmiescie-dziewczynki-maja-zakaz-kuszenia-chlopcow