Leżę obok póki nie zaśnie, czasem dłużej. Nie żałuję żadnej zarwanej nocy. Ty też nie powinnaś

Marta Lewandowska
18 lutego 2022, 15:32 • 1 minuta czytania
Ile razy słyszałaś: nie noś, bo przyzwyczaisz, smoczek sobie z ciebie zrobił, duży jest, powinien spać w swoim łóżku, nie możesz być na każde zawołanie. Znam każde z tych zdań aż za dobrze. Słyszałam je przy każdym dziecku. Bo zdaniem świata karmiłam za długo, nosiłam za często, niepotrzebnie wpuściłam dzieci do łóżka. Tyle że ja się nigdy na to nie skarżyłam. Przeciwnie, to nocne, bliskie rodzicielstwo stało się wyjątkowym czasem w naszym życiu.
Nocą dziecko nie potrzebuje cię mniej niż w dzień, przeciwnie. Fot. Tatiana Syrikova z Pexels
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Leżę i patrzę

Uwielbiałam usypiać moich synów w łóżku przy piersi. Patrzyłam na maleńkie rączki, które mnie otulały, głaskały matczyną skórę, podczas gdy malutka główka rytmicznie podskakiwała przy pociągnięciach. Z czasem rączki stały się dłuższe i często głaskały mnie po twarzy, a wielkie niebieskie oczy patrzyły sennie na mnie, opadając coraz bardziej, gdy morzył ich sen.

Najstarszy syn miał 7 miesięcy, kiedy wróciłam do pracy. W domu zjawiałam się o 18.00, godzinę później już go kąpałam, brakowało mi czasu, szczególnie że z dnia na dzień widziałam, jak ten ucieka. Chłopiec był coraz większy, a ja przez większość czasu nie byłam obecna. Każdego dnia kładłam się obok niego i zaczynaliśmy swój rytuał.

Głaskałam go po plecach, patrzyłam, żeby zapamiętać każdy milimetr, a jego małe rączki oplatały moją szyję. Zdarzało się, że budził go zły sen albo pragnienie, a wtedy byłam tuż obok, żeby zaspokoić jego potrzeby. Pamiętam, jak miał półtora roku, przez kilka tygodni budził się w środku nocy i przez około godzinę wyglądaliśmy przez okno. Cały ten czas chodziłam niewyspana. Nie oddałabym żadnej z tych nocy.

To był nasz czas, tylko we dwoje, zaspokajał jego potrzebę bliskości. Moją też. 

Potem byli kolejni

Z młodszymi dziećmi zostałam w domu dłużej. Karmiłam ich piersią po dwa lata, nie raz słyszałam, że zrobili sobie ze mnie smoczek, że wcale piersi nie potrzebują. A oni nie potrzebowali smoczka, tylko bliskości. Żadne z moich dzieci smoka nie chciało i nie używało. Kiedyś znajoma zapytała mnie, czy nie czuję się uprzedmiotowiona. Zupełnie jakby kawałek plastiku był bardziej naturalny dla dziecka niż matka.

Nie, nie czułam się uprzedmiotowiona. Czułam, że spełniam moją matczyną powinność, że wszystko jest na swoim miejscu. Tak samo, jak w każdy wieczór, kiedy w pewnym momencie kładłam się z trójką moich dzieci w sypialni i czytałam im, głaskałam po głowach, słuchałam, co mają do powiedzenia. Patrzyłam, a miłość rosła we mnie z każdym dniem. Tak samo, jak poczucie nieuchronności, że kiedyś to się skończy.

Kiedy zasypiali, starszych przenosiliśmy do ich łóżek, najmłodszy zostawał w naszym nieomal do 4. urodzin. Dopiero wtedy był gotowy, aby spać oddzielnie. Nie raz w środku nocy ja lub mąż wstawaliśmy po szklankę wody, kanapeczkę, bo trudno wytrzymać do rana, kiedy w malutkim brzuchu burczy. Bywało, że koiliśmy go w czasie złego snu, nim zdążył się obudzić, bo byliśmy tuż obok.

Do tej pory zdarza się, że przychodzi w nocy, najdelikatniej jak potrafi, gramoli się na łóżko ze swoją podusią, zarzuca małe rączki na moją szyję i szepcze "kocham cię, mamusiu", a ja wiem, że ta pięta wbita między żebra to najsłodsze doświadczenie, jakie mogło mi się przydarzyć. Każdego wieczora robię obchód. Kogoś trzeba potrzymać za rękę, komuś trząchnąć kołdrą, przytulić i ucałować, a komuś opowiedzieć bajeczkę.

Nie jestem twarda, bo nie muszę

Ani 12-, ani 8-latek nie chcą być noszeni na rękach, 4-latek też prosi o to coraz rzadziej. Każdy z nich z przejęciem opowiada o swoim dniu, kiedy wraca do domu, każdy wymaga uwagi na zupełnie innej płaszczyźnie. Na szczęście, każdy z nich chce nadal spędzać z nami czas. Nie boją się powiedzieć, kiedy coś przeskrobią, bo wiedzą, że mogą liczyć na nasze wsparcie w poszukiwaniu rozwiązania. 

Nie jestem surowym rodzicem, nigdy nie chciałam nim być. Chciałam być przy nich, kiedy zasypiali, kiedy potrzebowali nas po przebudzeniu. Te wieczorne i nocne rytuały nieraz okazywały się jedynym momentem w ciągu dnia, kiedy mogłam skupić się tylko na nich. Myślę, że one, jak mało co, pomagają w tworzeniu relacji z dzieckiem.

"Ciotki dobra rada" mówiły, że nie mogę być na każde zawołanie, bo dzieci nie nauczą się same uspokajać. Nauczyły się, bo wiedziały, że jeśli nie odniosą sukcesu, mogą liczyć na nasze wsparcie. Mówili, że dziecko w łóżku rodziców, to zabójca intymności. Niczego nie zabiły, a zbudowały piękną więź zarówno ze mną, jak i ze swoim tatą. 

Widzę wiele korzyści z bycia na każde zawołanie. Żadne z moich dzieci nie musiało mierzyć się w samotności z głodem, strachem czy bezsennością. Każde z nich wie, że jego potrzeby są ważne, zauważane i traktowane indywidualnie, bez schematów. Każdy z moich synów jest mądrym, samodzielnym i pewnym siebie dzieckiem. 

Potrafią zadbać o siebie, ale zauważają też potrzeby braci. Są empatyczni, silni emocjonalnie, wrażliwi na krzywdę innych. Dziś, kiedy mieszkają z nami i są otoczeni naszą opieką, nie muszą za szybko dorastać, nie muszą też sami radzić sobie ze swoimi dziecięcymi problemami. Jako rodzice jesteśmy zobowiązani zapewnić dzieciom poczucie bezpieczeństwa, na każdej płaszczyźnie.

Nocą nie przestajesz być mamą

Nocą, kiedy wszystko wydawać się może większe i straszniejsze, nie jesteś matką mniej. Przeciwnie, bywa, że to właśnie w tym czasie dziecko potrzebuje cię najbardziej. Co mu powiesz, kiedy zapyta o potwora spod łóżka, którego nie wygoniłaś? Że jako mama pracujesz do 22.00? Skoro jesteś potrzebna, to bądź i nikomu nie musisz się z tego spowiadać ani tłumaczyć.

Jeśli ktoś czuje, że robisz źle - to są to jego własne odczucia i za nie odpowiedzialna nie jesteś, a za swoje dziecko tak. Pomóż mu przebrnąć przez każdy okres dzieciństwa, bez szwanku emocjonalnego. Niech wie, że może na ciebie liczyć. O każdej porze.

Czytaj także: https://mamadu.pl/159969,odpowiedzialnosc-osobista-u-dziecka-jak-ja-wspierac-w-codziennym-zyciu