Gdy dowiedziała się, że urodzi się wnuczka, odparła: "no trudno”. I to był dopiero początek

List do redakcji
Rodzinne relacje bywają trudne. Wiele jesteśmy w stanie wybaczyć i znieść, ale jeśli chodzi o nasze własne dzieci, zaczynamy się odsuwać od osób, które notorycznie nas ranią. Tylko dlaczego trzeba chronić własne potomstwo przed kimś, kto chce, by nazywano go głową rodziny?
To przykre, gdy rodzina, zamiast się cieszyć z dziecka, jest zawiedziona płcią malucha. fot. Pexels

Byle zdrowe?

Długo nie mogliśmy mieć dzieci, więc dwie kreski na teście były dla nas olbrzymią radością. Ze względu na wcześniejsze poronienie, postanowiliśmy trochę poczekać z ogłaszaniem radosnej nowiny. Gdy minął pierwszy trymestr i wszystko było ok, nadarzyła się okazja. Postanowiliśmy na imieninach babci męża poinformować całą zgromadzona rodzinę. Nie spodziewałam się jakiejś olbrzymiej euforii, ale zawsze mi się wydawało, że nam kibicują (pomijając ponaglanie w temacie). Pierwszy "żarcik" babci puściłam mimo uszu, nie wiedząc jeszcze, że to dopiero początek niezadowolenia seniorki. Gdy rzuciła "oby zdrowe i oby chłopiec" potraktowałam to jako mało śmieszny, ale żart. Po kilku tygodniach okazało się, że mówiła poważnie.


Chcieliśmy poznać płeć dziecka, bardziej ze względów praktycznych. Na spokojnie wybrać imię, skompletować wyprawkę. Nie nastawialiśmy się ani na córkę, ani na syna - cieszyliśmy się, że w końcu zostaniemy rodzicami. Gdy powiedzieliśmy, że urodzi się dziewczynka, babcia bez ogródek prosto w twarz powiedziała tylko: "no trudno" i poszła krzątać się w kuchni. Ja nawet nie wiedziałam, jak zareagować, byłam szoku. Wiem, że mężowi było przykro, tym bardziej że jego siostrze ostatnio urodził się synek i była zachwycona... nadal jest. Była wyraźnie rozczarowana płcią naszego dziecka.

Imię też złe

Pod koniec ciąży wybraliśmy imię, ale nie konsultowaliśmy tego z nikim. Uważam, że to sprawa tylko i wyłącznie rodziców. Poinformowaliśmy o wyborze, gdy zapała ostateczna decyzja i tu kolejna przykra niespodzianka. Po raz kolejny babcia popisała się taktem, mówiąc z niesmakiem, że wybraliśmy bardzo brzydkie imię. To ona zadecydowała, jak synek siostry męża będzie miał na imię i oczywiście jest najpiękniejsze. Nasze, niekonsultowane, jest złe.

Jest gorsza, bo nie jest chłopcem


Mimo zaproszeń niechętnie przyjeżdża, by odwiedzić prawnuczkę. Choć wiemy, że prawnuczka odwiedza często. Gdy już raczy przyjechać tylko opowiada o prawnuczku, jaki śliczny i mądry. Ciągle porównuje moją córeczkę, która oczywiście dla babci wypada w tych porównaniach blado. Nie chcę większej przykrości sprawiać mężowi, ale nie jestem w stanie tego już więcej znosić.

Nie należy do tych uroczych staruszek, co rozpieszczają wszystkie wnuki. Jest to kobieta z dużego miasta i zawsze wydawało mi się, że jest raczej postępowa. Traktowana jest jako głowa rodziny, jako ostatnia ze swojego pokolenia. Choć za dużo nie rozmawiamy, to mamy poprawne relacje (a raczej miałyśmy). Ma swoje zasady i zdanie. Nie zawsze się ze sobą zgadzamy, ale staramy się nie wchodzić sobie w drogę. Ale nie umiem już ignorować tego, co robi i mówi.

Słyszałam o rodzinach, w których jest kult płci dziecka, ale nie podejrzewałam, że weszłam do takiej. Nie zauważyłam, że tak ważne dla babci męża jest nazwisko rodowe, które ma tylko znaczenie jeśli jesteś chłopcem, bo dziewczynka kiedyś na pewno wyjdzie za mąż i je zmieni... jakieś średniowiecze. Uczono mnie szacunku do starszych, ale ona okazała nam już tak wiele nietaktu, że nie mam ochoty ani jej zapraszać, ani jej odwiedzać. Mam dość!