Sejm przyjął "Lex Czarnek", a rodzice piszą do Andrzeja Dudy. Czy prezydent się ugnie?

Dominika Lange
Na wczorajszym posiedzeniu sejm przyjął ustawę "Lex Czarnek". O tym, czy kontrowersyjne zmiany wejdą w życie ostatecznie zdecyduje swoim podpisem prezydent Andrzej Duda. I to właśnie do prezydenta apelują rodzice uczniów polskich szkół. "Czekamy na weto" – mówią.
"Lex Czarnek" zostało przegłosowane przez sejm. fot. Zbyszek Kaczmarek/REPORTER/East News

Rodzice pokazują czerwoną kartkę

Ustawa znana jako "Lex Czarnek" od samego początku budziła spore kontrowersje. Wczoraj sejm ją przegłosował, więc od wejścia w życie dzieli ją już tylko jedna rzecz: podpis prezydenta Andrzeja Dudy.


I to właśnie do głowy państwa apelują rodzice, którzy są przeciwko "Lex Czarnek". Na facebookowej grupie "Jestem rodzicem i jestem przeciwko #Lex Czarnek" zgromadziło się ponad 7 tys. osób. Przeglądając ją trafiamy na wpisy ludzi, których na pierwszy rzut dzieli wszystko – mieszkają w różnych miastach, mają dzieci w różnym wieku i w różnych szkołach. Są matkami, ojcami, ale też babciami i dziadkami. Aktywni są tam także nauczyciele, pedagodzy i byli dyrektorzy.

Ale łączy ich jedno: nie zgadzają się na wprowadzenie do szkół "Lex Czarnek". I nie boją się mówić o tym na głos. Ich wpisy bowiem nie są anonimowe – podpisują się pod nimi nazwiskiem, często dołączają swoje zdjęcia. Niektórzy z tabliczkami z napisami "Nie zgadzam się na Lex Czarnek" lub hasłem, które jest też nazwą grupy, czyli wspomniane "Jestem rodzicem i jestem przeciwko #Lex Czarnek".

Czarnek kontra reszta świata

Rodzice mówią otwarcie o tym, że nie chcą, by ich dzieci uczyły się w szkołach Przemysława Czarnka, bo boją się, że szkoła stanie się narzędziem politycznym. – Nie chcę, żeby moje dzieci uczyły się w takiej szkole, w jakiej ja się uczyłem. Czyli pełnej polityki i jednej tylko prawdy, którą dyktuje władza – mówi nam pan Robert, tata 12-letniej Mai i 7-letniego Jasia.

Jednym z głównych założeń kontrowersyjnej ustawy jest kwestia zajęć pozalekcyjnych. W uproszczeniu, by stowarzyszenie lub organizacja pozarządowa mogła wejść do szkoły z ofertą zajęć dodatkowych, ich formę i szczegółowy plan będzie musiał zatwierdzić kurator.

Tego typu kwestie, do tej pory, ustalało się wewnątrz placówki i decydujący głos należał do dyrektora i rady rodziców. Jednak to nie koniec wzmożonej kontroli nad dyrekcją szkół – w myśl "Lex Czarnek" kurator będzie mógł upomnieć, wezwać do wyjaśnień, a nawet odwołać ze stanowiska dyrektora szkoły. Wszystko wskazuje więc na to, że państwo przejmie całkowitą kontrolę nad szkołami.

Skąd zapotrzebowanie na tego typu kontrolę? Ponoć impulsem do przeprowadzenia tak dużej reformy i przeorganizowania zasad wprowadzania zajęć pozalekcyjnych w szkołach miało być niezadowolenie rodziców i skargi na ich formę. Redakcja TVN 24 i Koalicja Obywatelska sprawdziła dane z całej Polski z ostatnich 6 lat i okazało się, że rodzice faktycznie wnosili skargi na działalność organizacji pozarządowych w szkołach ich dzieci. Było ich łącznie... 31.

Przeciw tym 31 skargom, które na przestrzeni tylu lat wnieśli rodzice, stoi ponad 7 tys. innych rodziców, którzy na facebookowej grupie mobilizują się do działania. Liczba osób, które do nich dołączają cały czas rośnie.

Szanowny Panie Prezydencie

Szansę na zablokowanie kontrowersyjnej ustawy, która odda polskie szkoły pod zwierzchnictwo kuratorów, rodzice upatrują w prezydencie, Andrzeju Dudzie. W sprawę zaangażowała się także organizacja społeczna "Akcja demokracja". Wspólnie nawołują do wysyłania do Andrzeja Dudy wiadomości o treści "Szanowny Panie Prezydencie, uważam, że ustawa LexCzarnek obniży jakość edukacji i ograniczy prawa rodziców, dlatego oczekuję, że Pan ją zawetuje.". Rodzice przeprowadzają też indywidualne protesty, nie tylko w mediach społecznościowych, ale jak deklarują, także pod szkołami swoich dzieci. Na pytanie, czy takie małe protesty mają sens, odpowiadają stanowczo – skoro 31 skarg wystarczyło, by przemeblować polską szkołę, jednoosobowy protest powinien wystarczyć, by przekreślić "Lex Czarnek".