"Po 30 latach nadal bolą mnie jej słowa". Jak nauczyciele WF-u wpływają na psychikę dzieci

List do redakcji
"Pamiętam do dziś, jak nauczyciel WF-u w liceum walnął mnie na basenie tyczką w głowę, bo jego zdaniem trzymałam ją za wysoko nad wodą. Pamiętam, jak trener biegów przełajowych w podstawówce powiedział, żeby się nie mazała, kiedy nie mogłam zatamować krwotoku z nosa, tylko biegła dalej" - zaczyna swój poruszający list Iwona.
Sama od dziecka byłam typem sportowca, chciałam, żeby moje dzieci były aktywne, ale nie za wszelką cenę. Fot. cottonbro z Pexels

Sportowa mama, sportowe dzieci


Iwona wspomina, że od zawsze ciągnęło ją do sportu. Jako czterolatka sama nauczyła się jeździć na rowerze, wspinała się na drzewa, biegała na długich dystansach już w trzeciej klasie podstawówki. "Potem doszedł basen, piłka ręczna i siatkówka. Nigdy nie miałam olimpijskich ambicji, ale na poziomie wojewódzkim radziłam sobie dobrze w każdej z tych dyscyplin" - zaczyna swoją opowieść.


"Nauczyciele wychowania fizycznego bardzo wpłynęli na moją osobowość. Na przełomie wieków, kiedy brałam udział w każdych możliwych zawodach sportowych, nikt się nad dziećmi nie pochylał, nikogo nie interesowało, jak wpłyną na nas niewybredne słowa krytyki. Liczył się tylko wynik" - wspomina kobieta, dziś sama jest mamą dwóch chłopców i przyznaje, że to, co usłyszała na ostatnim treningu synów, przywołało nieprzyjemne wspomnienia.

Synowie Iwony chodzą dwa razy w tygodniu na piłkę ręczną. "Nie powiem, żeby moje dzieci czerpały ze mnie przykład, jeśli chodzi o aktywność, ale postawiłam warunek, jeśli chcą chodzić na jakiekolwiek zajęcia pozaszkolne, muszą wybrać też jedne sportowe. Padło na ręczną, co mnie ucieszyło, bo sama kocham ten sport". Chłopcy mają treningi w szkole od razu po lekcjach, co ułatwia logistykę. Mama, wracając z pracy, odbiera ich z hali sportowej.

Pewnego dnia zjawiła się wcześniej


"W ostatni wtorek miałam wolne, podjechałam więc wcześniej do szkoły, żeby zobaczyć, jak sobie radzą chłopaki. Usiadłam na antresoli i przyglądałam się temu, co dzieje się na parkiecie. Młody trener robił na mnie zawsze dobre wrażenie, aż do tego dnia. Zamarłam, kiedy usłyszałam, jak odzywa się do dzieci. Nazywał ich matołami, tumanami, sierotami..." - wspomina kobieta.

"Wiem, że powinnam była to przerwać, ale zmroziło mnie. To treningi dla 7-10 latków, a tam takie słownictwo. Trener jest po AWF, ma wykształcenie pedagogiczne, a tymczasem podejście zupełnie nienauczycielskie. Sama pamiętam takie teksty z własnych treningów, na które chodziłam 30 lat temu. To nie są piękne wspomnienia" - przyznaje Iwona.

"Sport na pewno mnie zahartował, wpłynął na moją wytrwałość, na determinację. Nie umiem odpuszczać, zawsze muszę być najlepsza, to nie jest dobra cecha, bo tak się nie da. Ambicja może być chora i taka mnie cechuje. Nie chcę, żeby moi synowie tacy byli, a wiem, że to podejście moich trenerów wpłynęły na jej rozwój. Zabrałam synów z ręcznej" - wyjaśnia kobieta.

To słowa, które bolą


"Nieraz płakałam, nieraz ignorowałam sygnały, które wysyłało mi ciało, zdarzało się, że goniąc za lepszym wynikiem, lądowałam pod kroplówką z wyczerpania. Mama mówiła, żebym odpuściła, odpoczęła. Pamiętam, jak moja nauczycielka WF-u z liceum odwiedziła mnie w szpitalu, kiedy wylądowałam tam po morderczym treningu. Lekarze chcieli mnie zatrzymać na obserwacji, powiedziała, że przyniosłam jej wstyd, bo ona zawsze stawiała mnie jako przykład, a ja mdlejąc, okazałam słabość" - pisze w swoim liście Iwona.

Kobieta podkreśla, że dziś, kiedy znajduje się w trudnym momencie życia, widzi twarz trenerki, to rozczarowanie, to jej wewnętrzny krytyk. "Minęło 30 lat, psychologia dziecięca poszła do przodu, dziś wiemy, jak krytyka wpływa na młody umysł, wiemy, że zarówno rodzice, jak i nauczyciele są autorytetami dzieci, ważne, żeby dorośli mieli tego świadomość" - kontynuuje.

"To oburzające i strasznie, strasznie smutne, że dziś kierunek nauczycielski, przygotowujący w teorii do pracy z dziećmi, wypuszcza spod swoich skrzydeł ludzi, którzy tego nie rozumieją. Trener ma pewnie 25, może 26 lat, powinien lepiej niż ja rozumieć młodzież, ale myślę, że nie przyłożył się do tej lekcji. Może sam był tak traktowany przez swoich pedagogów, może jeszcze nie rozumie, jak bardzo te słowa zostają w głowie, że nigdy się od nich nie uwolni on, a potem jego podopieczni" - podsumowuje kobieta.

Iwona napisała list do Mama:Du, żeby zaapelować do innych rodziców. "Posyłając dzieci na zajęcia dodatkowe, poświęćcie chwilę i zobaczcie, jak te zajęcia wyglądają, zróbcie to dyskretnie, zapytajcie dzieci, co mówi trener, nauczyciel i nie zarzucajcie im kłamstwa, nie bagatelizujcie ich obaw i odczuć. Jestem pewna, że można znaleźć kogoś, kto nie zrobi dzieciom krzywdy, ale trzeba poszukać" - kończy.

Sport to nie tylko zdrowie fizyczne, ale też rozwój duchowy, nauka dyscypliny i zdrowej rywalizacji. Tak ważnych reguł fair play. Jednak trzeba pamiętać, że nie dla każdego. Jeśli dziecko skarży się na formę zajęć, pozwól mu zrezygnować i spróbować czegoś innego. Nie gódź się na przemoc wobec własnego dziecka. Ta psychiczna zostaje w nas na całe życie.