"Lex Czarnek" cofnie szkołę do średniowiecza. Martwię się o moje dzieci i wy też powinniście
Klamka zapadła. "Lex Czarnek" zostało przyjęte przez sejm, co to realnie oznacza dla polskiej szkoły, dla nauczycieli i naszych dzieci? Jako matka trójki widzę, jak wiele zła te niewinne zapisy przyniosą. "Lex Czarnek" to upolitycznienie szkoły, ograniczenie wolności słowa, wyznania, przekonań. Ta ustawa zmieni szkoły w kolebki propagandy.
- Teraz to kurator zdecyduje, czy twoje dziecko może jechać na wycieczkę i wziąć udział w warsztatach zorganizowanych przez organizacje pozarządowe.
- Dość demoralizacji młodzieży - krzyczy Czarnek, a ja mam dreszcze, bo wiem, że każdy kuratorski fotel za chwilę zajmie taka Barbara Nowak.
- Szkoła stała się politycznym narzędziem propagandy, jako matka trójki dzieci wiem, że edukację moich dzieci muszę wziąć we własne ręce, nauczyciele mają związane ręce.
Najważniejsze założenie "lex Czarnek"
Nowelizacja ustawy oświatowej, którą w języku potocznym nazywamy "lex Czarnek", zakłada większą kontrolę kuratorium nad szkołami i tym, co się w nich dzieje pod względem edukacyjnym, ale i kulturowym. Zanim więc dyrektor szkoły wyrazi zgodę na przeprowadzenie w szkole zajęć, warsztatów czy innego rodzaju prezentacji przez stowarzyszenia i inne organizacje, będzie musiał uzyskać pozytywną opinię kuratora oświaty.
Jeśli zrobi to bez zgody, kurator wezwie go do wyjaśnienia. Jeśli jednak dyrektor nie zrealizuje jakichkolwiek zaleceń kuratora oświaty ponownie, ten będzie mógł wystąpić do organu prowadzącego szkołę o odwołanie go. W trybie natychmiastowym w środku roku szkolnego.
Czarnek zapowiadał w sejmie, że chce w ten sposób zapobiegać przedostawaniu się do polskich szkół treści demoralizujących. - Bo państwo ma obowiązek chronić dzieci przed demoralizacją - mówił szef MEiN. Jednak jako matka, po jego słowach o depresji wśród polskiej młodzieży, nie wierzę mu już wcale. Moim zdaniem ta ustawa ma na celu indoktrynację naszych dzieci.
- Zdecydowana większość Polaków chce, by ostateczną decyzję o tym co dzieje się w szkole, podejmował dyrektor i nauczyciele, a nie minister i jego kuratorzy. A polscy rodzice, nie życzą sobie być na łasce ministerialnego namiestnika i nie chcą by o dodatkowych zajęciach ich dzieci, o wycieczce do kina czy teatru, decydowali partyjni nominaci – mówiła posłanka Lewicy, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
Dlaczego kurator nie powinien decydować o wszystkim
Kurator to jest taki ktoś, kto ma "pod sobą" wiele szkół, na różnych etapach edukacji, różnych poziomach, w których uczą się dzieci z różnymi potrzebami. Czego innego potrzeba w małe szkole integracyjnej, czego innego w ogólnodostępnym molochu. Kurator nie bywa w tych placówkach na co dzień, nie rozmawia z dziećmi, nie zna ich potrzeb.
Dyrektor jest na miejscu, przechadza się po korytarzu, widzi, zna i rozumie problemy, z jakimi borykają się jego uczniowie i nauczyciele. Jest w stałym kontakcie ze specjalistami, którzy pracują z dziećmi. Nauczyciele, kiedy planują wycieczki z uczniami, rozmawiają z nimi, z rodzicami na zebraniu, ustalają to, co dobre dla większości - tu i teraz.
Jeśli nie chcę posłać dziecka na wycieczkę, bo nie odpowiada mi jej tematyka, nie licuje z moimi wartościami moralnymi czy poglądami - nie posyłam. Jutro nie będę miała wyboru, chyba że zdecyduję się zrezygnować ze wszystkich, bo wiemy, jaką tematykę zajęć dla uczniów władza uzna za jedyną słuszną.
Przecież minister Czarnek wprost obwinił opozycję za "mieszanie dzieciom w głowach". Dlaczego, bo zdaniem szefa MEiN wszystko, co jest niespójne z wartościami i przekonaniami partii rządzącej, jest do cna złe. Tyle że mimo zwycięstwa w wyborach to ugrupowanie nie ma 100 proc. poparcia obywateli. Więc skąd ma wiedzieć, co jest dobre dla reszty, która ma odmienne poglądy?
Szkoła życia czy polityki?
Do szkoły podstawowej chodziłam w latach 90., moi nauczyciele mieli różne poglądy na życie, religię i politykę. Pamiętam zaciekłe dyskusje z panem od WOS-u i nauczycielką historii.
Ta druga była dyrektorem szkoły, starała się poszerzać nasze horyzonty, zapraszała do szkoły, kogo mogła. Aktorów, polityków, teatry, również alternatywne, przyjeżdżali ekolodzy i naukowcy. Toczyliśmy debaty o środowisku, sprawach społecznych...
Myślę, że to bardzo nas wszystkich otworzyło na świat, na różnice kulturowe. Nauczyło szacunku, kulturalnego wyrażania myśli, ale też pokazało, że nie ma jednego słusznego punktu widzenia, nic na świecie nie jest czarne, ani białe. Nas uczono wszystkich pięknych odcieni szarości i kolorów tęczy.
Moje dzieci nie zobaczą takiego świata w szkole, bo dyrektor, zależny od kuratora nie będzie mógł pozwolić sobie na taką swobodę, na otwieranie dzieci na świat. Pół biedy w naszej szkole. Ale czy słyszeliście o małopolskiej kurator oświaty, Barbarze Nowak?
Eksperymenty na dzieciach, impreza w czasach pandemii i Dziady
Pani Barbara Nowak, to człowiek o szczególnie ugruntowanych poglądach. Jedynych słusznych. To ona odradzała szkołom chodzenie na "Dziady" do Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, dopatrzyła się w sztuce, w której dopatrzyła się "antyrządowych elementów". Gomułka też kiedyś zakazał "Dziadów", widzę pewną analogię.
Potem pani Barbara wystosowała list, w którym zachęcała, aby tuż przed przejściem na zdalne nauczanie w okresie przedświątecznym każda ze szkół zorganizowała wigilię. Zachęcała do bliskości i zostawienia pustego miejsca przy stole dla "obrońców polskich granic". Jako osoba wierząca, powinna wiedzieć, że to miejsce dla strudzonego wędrowca, zachęcające do otwarcia serca na potrzebujących...
A ostatnio jeszcze błysnęła, wyrażając swoją opinię o szczepieniach. Nazwała je... eksperymentem. Nie odwołano jej, choć domagali się tego lekarze, a nawet minister zdrowia. Pani Nowak nadal pełni swoją funkcję, bo jest przychylna władzy i na swoim podwórku upolitycznia szkołę.
Będzie jeszcze gorzej
Powoli, spokojnie na kolejnych kuratorskich fotelach zasiądą ludzie sprzyjający władzy, a oni będą pilnować, żeby dyrektorzy szkół działali zgodnie z ich zamysłem. I tak kawałek po kawałku, nasze dzieci poznają historię alternatywną, sprzyjającą politykom rządzącym. Wybiorą się tylko na te spektakle i filmy, które rząd zatwierdzi.
Za chwilę zaczną znikać z kanonu lektur ci, którzy są niewygodni, którzy pisali o tolerancji, byli homoseksualni, biseksualni, bo przecież Norwid demoralizuje młodzież. Wymarzą gumką Michała Anioła i kto wie kogo jeszcze. A to część historii, ważne karty w tworzeniu się naszej kultury...
Szkoła to miejsce, gdzie nasze dzieci powinny poznać różne spojrzenia, poglądy, gdzie powinny nauczyć się samodzielnie wyciągać wnioski i decydować, co w ich ocenie jest dobre, a co złe. W szkole Czarnka nie będzie na to miejsca. Każda próba samodzielnej oceny świata będzie tłamszona, będzie oznaczała kłopoty dla dyrektora i nauczycieli.
Będziemy sami musieli uczyć dzieci w domu, aby wyprostować to, co zostanie im przekazane w podstawie programowej, jako prawda, a będzie jedynie subiektywnym spojrzeniem pewnej grupy społecznej. To tak, jakby ktoś przyszedł do twojego domu i powiedział, że kochasz jeść wątróbkę, choć od dziecka dostajesz torsji na myśl o niej. Jednak będzie musiał ją zjeść i to ze smakiem, aby przedostać się do następnego etapu.
Ale, jak już łykniesz tę wątróbkę, to da się przekonać cię do wszystkiego. A pozbawionym własnego zdania, niezadającym sobie sprawy, że są inne drogi narodem, łatwiej się steruje. Przecież to o to chodzi, aby wychować godnych następców, którzy będą nieść wpojone od małego wartości i nienawidzić wszystkich, którzy myślą inaczej.
Nie takiej szkoły chcę dla moich dzieci. Nie chcę polityki, tam, gdzie je być nie powinno, nie chcę indoktrynacji, wmawiania, że świat jest czarno-biały, a wszystko, co ma inny odcień, jest złe.
Może cię zainteresować także: Czarnek odleciał podczas wystąpienia o nauczaniu. Teraz chce zbawiać dzieci w szkołach?