Nie pozwalam mojemu mężowi gotować i sprzątać. Po pracy powinien odpoczywać, a ja go doceniać

List czytelniczki
Wraca do domu po pracy i po krótkim odpoczynku chce łapać za odkurzacz albo kosić trawę. Ja przynoszę mu obiad pod nos i ostrzegam, że nie ma prawa brać się za porządki. Mój mąż po pracy jest zmęczony, ale nie chce po sobie tego pokazać. Ja doceniam jego chęci. Ale facet nie jest od sprzątania i gotowania. Nie mój.
Nie pozwalam mojemu mężowi gotować i sprzątać. Po pracy powinien odpoczywać Pexels

Nie pozwalam mojemu mężowi sprzątać

Ciągle słucham wyznań kobiet, którym mężczyźni nie pomagają w domu, po których trzeba myć każdy kubek i zbierać brudne skarpetki z podłogi. Gdy wtedy mówię, że ja mojemu mężowi nawet nie pozwalam sprzątać i gotować, wszystkie znajome zgodnie biorą mnie za wariatkę.
Ba! Niektóre wręcz reagują agresją i obwinianiem mnie. Mówią, że przez takie kury domowe jak ja, im mężom wydaje się, że inni żyją jak pączki w maśle. A żona powinna im uprać, posprzątać, uprasować, ugotować obiad i podać piwo.


Od mojego męża nie wymagam udziału w obowiązkach domowych. Pytam go, co ugotować mu na obiad, gdy jest jeszcze w pracy. Gotuję, bo lubię i chcę sprawić mu przyjemność. To żadne poświęcenie, przecież jestem w domu i tak muszę coś przygotować, czemu nie dogodzić mu tak, jak lubi?

Gdy jego nie ma w domu, ja sprzątam po poranku. Najpierw kuchnia, wszystko, co zostało po śniadaniu, potem ścielenie łóżek, odkurzanie, mycie podłóg. W międzyczasie wstawiam już ziemniaki, zaczynam gotować rosół, wychodzę z psami. Jestem mistrzynią robienia kilku rzeczy naraz.

Nie mówiąc już o zbieraniu po mojej córce jej ciuchów i gadżetów z całego domu. Potem gdy wraca, pomagam jej odrabiać lekcje, załatwiam inne sprawy na mieście, idę jeszcze na siłownię. Wieczorem z pracy wraca mój mąż, a ja podstawiam mu pod nos ciepły obiad i wyganiam z kuchni, kiedy chce mi pomagać.

Przekonuję, żeby nie kosił trawy, nie łapał za odkurzacz, nie przybijał teraz gwoździa do ściany. Wcale nie dlatego, bo jestem zdesperowaną kurą domową. Ja po prostu doceniam, że mój mąż pracuje również dla mnie i chcę spędzić z nim czas.

Nie oszukujmy się, ale dla swoich rodzin i partnerów mamy kilka godzin w ciągu dnia i to jeśli mamy szczęście. I nie musimy pracować 12 godzin na dobę, jak moja mama, gdy ja byłam mała. Mój mąż wraca wieczorem, a ja chcę wiedzieć, co działo się u niego w pracy, opowiedzieć jak minął mi dzień, pośmiać się, poprzytulać, napić wina, pobawić z córką.

Wiem, że po pracy jest zmęczony i chcę, żeby resztę energii zainwestował w spędzanie czasu ze swoją rodziną, a nie bieganie z mopem, kosiarką i młotkiem. Dzięki jego pracy ja nie muszę - i na razie nie chcę - pracować.

Więc pod jego nieobecność robię wszystko, byśmy gdy wróci, mieli jak najwięcej czasu dla siebie. Mój mąż ma obowiązki, głównym z nich jest chodzenie do pracy. Gdy tylko ma wolną chwilę, gdy w weekend albo wolne potrzebuję jego pomocy, nie muszę mówić dwa razy. On docenia moją codzienną pracę w domu, ja jego wysiłek w pracy.