Zdradziłam męża i nadal umiem patrzeć na siebie w lustrze. Powinnam mu powiedzieć?

List do redakcji
Zawsze mówiłam, że ja nigdy bym tego nie zrobiła. Nie zdradziłabym. Nie umiałabym spojrzeć w lustro, wolałabym skończyć z kimś związek i szukać dalej, niż narażać partnera na taki ból i upokorzenie. Myślałam, że gdy robicie "coś takiego", świat się zatrzymuje. Myliłam się. Nic takiego się nie stało, ale zostało pytanie: czy powiedzieć mężowi?
Zdradziłam męża i nie czuję się specjalnie winna. Powiedzieć o zdradzie? Pexels
Przespałam się z kolegą, którego znam od lat i z którym nie łączyło mnie nic, nawet gdy byłam wolna. Zrobiłam to, będąc w małżeństwie od 6 lat. Jeśli można powiedzieć, że kiedykolwiek wyobrażałam sobie zdradę w moim wykonaniu, to sądziłam, że nie będę umiała już nigdy pomyśleć o sobie dobrze, że świat się zawali, że będę żyła z piętnem, nie wybaczę sobie tego.
To stało się, a ja poczułam się, jakby nie zmieniło się prawie nic. W mojej głowie zrozumiałam jedynie, że mam odrobinę więcej władzy, ale czy naprawdę tak było? Może chodziło o pewność siebie i świadomość, że ktoś mnie jeszcze chciał.


Zawsze myślałam, że mamy udane małżeństwo. Talerze u nas nie latały, nie miałam problemów, jak moje koleżanki, mój mąż nie był leniwy, nie miał dwóch lewych rąk, nie pił piwka po pracy i był zadbanym facetem, który jednak miał dużo pracy i zajęć.

Lubił robić mi niespodzianki albo gdzieś mnie zabierać, ale praca zawsze była najważniejsza. Ja byłam dostępna w konkretnych momentach, gdy on wszystko załatwił. Choćby się waliło i paliło na jego zainteresowanie mogłam liczyć dopiero, gdy wszystkie inne sprawy zostały załatwione.

Łatwo przygotować obiad na czas, jeśli wiesz, od której do której twój mąż będzie miał czas na jego zjedzenie, trudniej utrzymać temperaturę w sypialni, gdy wiesz, że jesteś tylko cyferką w grafiku i jeśli w środę po południu poczujesz chęć na swojego faceta, to dostaniesz go w sobotę wieczorem, gdy wróci z delegacji, wyśle maile i ty będziesz już w domu.

Miałam wrażenie, że widzimy się coraz rzadziej, przez telefon rozmawiamy coraz krócej, seksu w ogóle nie pamiętam. Coraz częściej zdarzało mi się rozmawiać ze znajomymi mężczyznami dla zabawy, flirtować dla sprawdzenia czy nadal potrafię, robić sobie ze znanymi od lat przyjaciółmi dwuznaczne komentarze.

Ale to była zabawa, czysta rozrywka, chciałam uciec od nudy, na chwilę nie czuć się tak bardzo samotna. Nie oglądałam się za wolnymi albo znudzonymi swoimi żonami kolegami z pracy. Wiedziałam, że to są kandydaci na romans, a tego na pewno nie chciałam.

Kocham i szanuję swojego partnera, nie chciałabym, żeby on mnie potraktował w ten sposób. Ale miałam wrażenie, że ciągle czekam aż "coś" się wydarzy. Miałam przyjaciela, z którym zawsze mogliśmy porozmawiać szczerze.

I nie, nic między nami nie było, nawet gdy byłam wolna. Ostatnie miesiące zaczęliśmy jednak nawzajem analizować własne związki, trochę na nie narzekać, trochę się wspierać, że jeszcze będzie dobrze. Temat przeszedł na seks i na to, czego nam brakuje, co nam nie pasuje. Rozmowa działa się online, ale daleka była od sekstingu. Raczej narzekania dwójki zgorzkniałych małżonków.

Traf chciał, że spotkaliśmy się na urodzinach wspólnej znajomej, a tam przy winie i papierosie wróciliśmy do tych rozmów. Kamil zaczął żartować, że właściwie to najlepiej byłoby zrobić to ze sobą — oderwać się od monotonni małżeńskiej sypialni i sprawdzić, czy to, co o seksie mówimy w teorii, pokrywa się z rzeczywistością.

Zawsze mieliśmy mocne żarty, więc ryknęłam śmiechem, nic to nie zmieniało. Tak myślałam. Mój mąż był w delegacji, a Kamil trafił do mnie do domu. Mieliśmy jeszcze pogadać na luzie i dzwonić po taksówkę dla niego. Nie raz spotykaliśmy się sam na sam, mieliśmy relację kumpelską.

Jednak alkohol i dwuznaczne rozmowy zadziałały i poszliśmy do łóżka. Rano obudziłam się... zadowolona. Było cudownie, inaczej, mocniej, ciekawiej. Nie traktowaliśmy się jak dwójka obcych, a jak ktoś bliski. Pożegnaliśmy się, jakby nic się nie stało.

Przez tę noc poczułam się atrakcyjna, ciekawa, rozchwytywana. Przyszedł ranek, a ja zostałam z piętnem zdrady. Albo i nie? Czułam, że zrobiłam źle, ale nie czułam się zła. Uważałam, że gdyby mój mąż tu był, to by się nie zdarzyło. Nie wiem, czy żałowałam, czułam się jakbym tego potrzebowała.

Nie wiem też, czy powinnam mu mówić. On nie będzie słuchał moich wyjaśnień, będzie miał gdzieś to, jak się przez niego czułam. Będę winna, niewierna, a on pokrzywdzony. Kamil wie, że to był przypadek i więcej się nie powtórzy. Myślę, że mój mąż nie powinien wiedzieć nawet tego. Tak będzie lepiej dla obojga z nas.