"Zacznę od tego - liceum to bagno". Pod listem 15-latki mogłyby podpisać się tysiące nastolatków

List do redakcji
"Nauczanie zdalne było jak duży chlust płynem do demakijażu prosto w system oświaty. Cały podkład schodził" - tak napisała do nas licealistka z Warszawy, która szkołę średnią rozpoczynała w pandemii. Jej słowa obnażają trudną prawdę o tym, czego doświadczyli uczniowie podczas edukacji zdalnej i o tym, jak wiele polski system edukacji pozostawia do życzenia.
Liceum? "Trzeba się nieźle napracować, by utrzymać się na powierzchni i nauczyć się pływać". fot Tomasz Jastrzebowski/REPORTER
Przytaczamy list w całości, bo mogłyby się pod nim podpisać tysiące polskich uczniów.

Liceum to bagno


"Zacznę od tego, że liceum to bagno. Ogromne, rozlewające się niemal po sam horyzont błotniste jeziora ze zwalonymi pniami. Za to podstawówka to basenik dmuchany, który mama rozstawia pod jabłonką w ogródku. Czasem wpadają tam zeschłe liście, kamyczki czy (nie daj Boże!) mrówki, ale jego celem jest po prostu oswojenie nas z wodą. I jak się przechodzi z baseniku do bagna, każdy głupi zauważa różnicę. Trzeba się nieźle napracować, by utrzymać się na powierzchni i nauczyć się pływać.


A to wszystko nawet bez nauczania zdalnego, które daje nam do samodzielnego opracowania tematy, których ni w ząb nie umiemy rozgryźć i prace porozrzucane po najróżniejszych portalach, zakładkach i stronach do nauki, o których bardzo szybko się zapomina…

Za to życie towarzyskie to zupełnie inna para kaloszy. Jeśli chodzi o mnie, to będę pana Boga po stopach całować za moją cudowną klasę. Miałam to szczęście, że po dwóch KOSZMARNYCH klasach w podstawówce los kopnął mnie na mój boski biol-chem. Zebrała się tam tak fenomenalna grupa ludzi, że wprost nie mogłam uwierzyć.

Co prawda przez COVID wycieczka integracyjna przeszła nam koło nosa, ale podczas tego półtora miesiąca złapaliśmy naprawdę świetny kontakt. Na tyle, że wyjmując książki z szafek i przechodząc na zdalne, żegnaliśmy się wesołymi okrzykami „Wesołych świąt!”, „Dobrego jajka!”, „Powodzenia na maturze!”.

Podeszliśmy do zdalnych bardzo optymistycznie, w czym pomogła nam grupa klasowa na Messengerze (przysięgam, że poślę Markowi Zuckerbergowi kartkę z życzeniami).

Szalony czas zdalnej nauki


O samej nauce w pandemii byłabym w stanie napisać książkę. Serio, był to szalony czas, we wszystkich znaczeniach tego słowa. Razem z klasą zostaliśmy wpuszczeni do sfery prywatnej nauczycieli. Wspólnie odkrywaliśmy ich słabe punkty i budowaliśmy między sobą sojusze. Przypominało to partyzantkę. Podczas akcji wojskowych trzeba było nauczyć się poruszania się po podziemiach. Szybko orientowaliśmy się, że koło włazu z napisem „CHEMIA” trzeba przemykać na paluszkach, wstrzymując oddech, za to obok „PLASTYKI” można było głośno tupać i rozmawiać, bo i tak by nas nie usłyszano.

Ja tak teraz o tym myślę, to nauczanie zdalne było jak duży chlust płynem do demakijażu prosto w system oświaty. Cały podkład schodził i nauczyciele odsłaniali swoje prawdziwe oblicza. Bo komu chce się malować, jak siedzi w domu sam? W ten sposób zyskaliśmy masę prywatnych, czasem śmiesznych, informacji o naszych profesorach. A to pan od biologii ma kota o śmiesznym imieniu, który wykręca śrubki z krzeseł, a to u pani od plastyki jest remont, a to katecheta musi odebrać córkę z przedszkola i daje nam godzinę wolną – bywało przeróżnie.

Dotyczyło to również przeprowadzania testów. Wielu pomachało białą flagą już na początku zdalnych, bo nie znali się na technologii, inni ściągali testy z jednej strony i dawali je nam bez żadnych zmian, bo byłoby za dużo roboty. Jednak znalazło się kilku profesorów, którzy mimo trudności śmiali się nam w twarz. Odwoływanie sprawdzianów? Jeszcze czego! Mimo że ściągać na zdalnych nawet głupi potrafi, nauczyciele starali się, jak mogli, by nas od tego odwieść.

Najpopularniejszym sposobem było zażądanie włączenia kamerek, jednak prośba prawie zawsze trafiała w próżnię. Bo ktoś nie ma kamerki, bo problemy z Internetem, bo brat w pokoju – sposoby były rozmaite. Dużo lepszym pomysłem były sprawdziany przeprowadzane na testportalu, który automatycznie zapisywał w raporcie każdą próbę wyjścia z testu lub otworzenia nowej karty w przeglądarce. Co prawda na to odpowiedzią była grupa klasowa, ale liczą się starania ;)

Najgorszą rzeczą w zdalnych byli nieprzystosowani nauczyciele. To brutalne, fakt, ale taka jest moja opinia. W moim przypadku rolę kata przyjęła pani od chemii, jeszcze w ósmej klasie. Nie wiem, z jakim demonem trzeba dzielić duszę, żeby kazać przepisywać uczniom ze słuchu równania typu:

3H COOH + Fe -> (H COO)3 Fe + 3/2H2

I to w tempie karabinu maszynowego! Nie chodziło nawet o brak możliwości pisania na tablicy, tylko o to, że pani nie chciała „eksperymentować z technologią”, co tylko odbijało się na naszym poziomie.

Do listy koszmarnych metod nauczania mogę jeszcze dopisać (przepisane chyba z Wikipedii) prezentacje na pdf pani od plastyki, której głos mogłabym nagrać i słuchać do snu. Zbiłabym miliony na takich usypiajkach!

Marzenia na nowy rok


Jestem zresztą strasznie ciekawa, czy w tym roku znów wyślą nas na zdalne. Osobiście nie miałabym nic przeciwko tak od grudnia do lutego-marca – to by mi było na rękę. Sporo czasu oszczędziłabym na dojazdy (bo to ponad dwie godziny dziennie) i miałabym więcej czasu na samodzielne ustalenie nauki, choćby robienie notatek swoim tempem. A na wiosnę mogłabym znów wrócić do szkoły i znajomych. To byłby według mnie układ idealny.

Ale cieszę się na powrót do szkoły. Wiadomo, że nie skaczę z radości z nowymi zeszytami z garści, gotowa do nauki – to nie reklama Lidla, ale sama świadomość, że samodzielnie dojeżdżam do innego miasta, nowo poznanych ludzi (i przy okazji do nauki niestety), daje mi pozytywny zastrzyk energii.

Jestem z siebie dumna, że przetrwałam zdalne, mimo że nie było to dla mnie takie oczywiste. Było wiele łez frustracji, zmęczenia i niechęci. Tony zadań domowych i ból pleców od siedzenia na krześle cały dzień też nie poprawiały sytuacji, o doprowadzającym do furii bracie tuż za ścianą nie wspominając.

Ale to jest za mną! Za nami wszystkimi! A przynajmniej mam wielką nadzieję, że zdalne nauczanie już NIGDY nie potrwa tak długo.