"Do nauczycieli mówią po imieniu". Polka opowiada o wychowywaniu dzieci w Danii

Iza Orlicz
"Jedną z możliwości wsparcia młodych mam jest tzw. mødregruppe - grupa matek. Nie słyszałam o tym wcześniej, a to coś, co umilało mi mój urlop macierzyński. Cała idea polega na dobraniu w grupy świeżo upieczonych mam według miejsca zamieszkania i daty narodzin ich dzieci. Tworzy ją 5-6 mam, które raz w tygodniu spotykają się na kawę i hygge".
Iga od 12 lat mieszka w Danii Archiwum prywatne


O wychowywaniu dzieci w Danii rozmawiamy z Igą Faurholt Jensen, która mieszka tam od 2009 roku. Jest mamą dwóch chłopców o imionach Lucas i Villas. Na co dzień pracuje w duńskiej służbie zdrowia. W wolnym czasie podróżuje po Danii, co opisuje na blogu viaskandynawia.pl, prowadzi też instagramowy profil instagram.com/via_skandynawia_dk. Współautorka książki "Codziennie jest piątek. Szczęście po nordycku".



Od ponad 12 lat mieszkasz w Danii. Co najbardziej zaskoczyło cię w duńskim podejściu do wychowywania dzieci?

Przede wszystkim wyluzowanie, spokój i ogromny szacunek do dzieci. Są one traktowane na równi z osobami dorosłymi. Tak samo trzeba je szanować, podchodzić do nich poważnie i przede wszystkim słuchać. Dzieci mają tak wiele do powiedzenia i trzeba im zrobić na to miejsce, dlatego duńskie dzieci mają przestrzeń do wyrażania siebie.

W naszym rodzimym podejściu z biegiem czasu zaczęło mi przeszkadzać, że Polska jest społeczeństwem tytularnym, czego w Danii nie doświadczymy. Do każdego zwracamy się po imieniu i jest to czynnik, który niejako zaciera różnice między ludźmi, wiekiem, warstwami społecznymi czy pozycją, jaką zajmujemy w społeczeństwie.

Zasada mówienia sobie na "ty” obowiązuje też w przedszkolu czy szkole?

Tak, do pedagogów i nauczycieli dzieci zwracają się po imieniu i nikt się na to nie oburza, wręcz przeciwnie - jest swojsko, jesteśmy sobie równi i działały wspólnie na tym samym polu.

Urodziłaś w Danii dwójkę dzieci. Jak wygląda opieka w czasie ciąży?

W Danii wychodzi się z założenia, iż owszem, ciąża to nie choroba, jednak kobiety ciężarne w miejscu pracy otoczone są szczególną opieką. Pozostają w ciągłym kontakcie ze swoimi przełożonymi w zakresie liczby obowiązków i ich ciężaru. Kobieta ma prawo, w zależności od wykonywanej pracy, odejść na urlop macierzyński w 4-8 tygodniu przed rozwiązaniem ciąży.

A opieka okołoporodowa?

Zaskoczyło mnie to, jak ogromną rolę odgrywa tutaj pielęgniarka położna. To w zasadzie ona prowadzi ciążę kobiety, a wizyty u lekarza są sporadyczne. Poza tym odniosłam wrażenie, że nie obchodzi się tutaj z ciężarnymi "jak z jajkiem”. Nie jesteśmy maltretowane setkami badań i wizyt lekarskich.

Obowiązuje bardzo spokojny i zorganizowany przebieg ciąży. Jako zaplecze i w razie problemów mamy całodobowy dostęp do tzw. svangreafdeling, czyli oddziału położniczego. Mimo, że czułam się trochę samotna podczas mojej pierwszej ciąży, to miałam ogromne poczucie bezpieczeństwa. Podczas drugiej ciąży stwierdziłam, że wspaniały jest ten spokój i brak całego tego zamieszania wokół ciąży, jaki panuje w Polsce. Kobieta ma tu przestrzeń na bycie sobą i na pełne wczucie się w swój błogostan.

A opieka po porodzie? Podobno Duńczycy bardzo dbają o wsparcie dla młodych mam?

Tak, jedną z możliwości jest mødregruppe - grupa matek. Nie słyszałam o tym wcześniej, a to coś, co umilało mi mój urlop macierzyński. Cała idea polega na dobraniu w grupy świeżo upieczonych mam według miejsca zamieszkania i daty narodzin ich dzieci. Tworzy ją 5-6 mam, które raz w tygodniu spotykają się na kawę i hygge. Celem tych grup jest poznanie innych mam w okolicy oraz wymiana doświadczeń w kwestii opieki nad nowo narodzonym dzieckiem.
Duńczycy spędzają mnóstwo czasu na świeżym powietrzuArchiwum prywatne


Ty uczęszczałaś też na spotkania kościelne dla młodych mam.

Prawda, bo okoliczne kościoły organizują regularnie tak zwany babysalmegsang, czyli spotkania, gdzie razem z księdzem bądź organistą śpiewa się psalmy kościelne połączone z rytmiką. Ja należałam zarówno do grupy matek, z którymi nadal się przyjaźnię i korzystałam też z oferty kościoła.

Bardzo pozytywnym aspektem jest w Danii podejście kościoła do rodziców homoseksualnych. Można tu spotkać takie pary, podobnie jak możemy natknąć się na księdza-kobietę, do tego lesbijkę, obrazek całkowicie nie do wyobrażenia w Polsce. Za to kocham Danię. Za jej różnorodność i tolerancję.

A czy państwo pomaga młodej mamie w powrocie do życia zawodowego?

Kobietom należy się rok urlopu macierzyńskiego. Przez pół roku otrzymujemy stałą pensję, a po tym okresie przechodzi się na tzw. barselsdagpenge, czyli na swego rodzaju zasiłek wychowawczy. Kobiety wracają do pracy, kiedy są na to gotowe. Jedne wykorzystują urlop w całości, inne wracają wcześniej. Niewykorzystany urlop zostaje zachowany i by nie przepadł należy go wykorzystać zanim dziecko skończy 9 lat.
Iga uwielbia podróżować z rodziną po DaniiArchiwum prywatne


A na co kładzie się nacisk, gdy dziecko idzie do przedszkola? Podobno Duńczycy mają silne rozwinięte poczucie wspólnoty

Od małego uczy się tutaj funkcjonowania w grupie. W całym naszym życiu funkcjonujemy w grupach. Czy to dom, czy miejsce pracy, czy społeczeństwo w ogóle, żyjemy w skupiskach i musimy potrafić się w nich odnaleźć, komunikować i współdziałać. Tego wszystkiego uczą się tutejsze dzieci - działania dla wspólnego dobra i tego, że każdy ma takie same prawa i przywileje.

Może właśnie dlatego co roku Duńczycy w rankingach uznawani za jeden z najszczęśliwszych narodów świata. Czy Duńczycy uczą dzieci zadowolenia z codzienności albo słynnego już hygge?

To nie jest w zasadzie coś, czego się tu uczymy. To coś, co jest integralną częścią mentalności i stylu życia Duńczyków. My to po prostu robimy, całkiem naturalnie. Hygge to wartość i umiejętność, której się nie uczy, a naturalnie przekazuje z pokolenia na pokolenie. To troszkę jak z naszą polską gościnnością. My się jej nie uczymy, ona po prostu jest nam przekazywana przez nasze mamy, babki. Jest to część naszej polskiej mentalności.

A czy to prawda, że Duńczycy preferują realistyczny optymizm i tego uczą dzieci?

Wydaje mi się że tak. Brak tu chociażby narzekania. To nie jest oczywiście tak, że nikt nie narzeka, aż tak różowo tu nie jest (śmiech). Ale nie jest to tak widoczne. Nie zauważymy też rozmów o polityce, to raczej temat pozostający w duńskich czterech ścianach.

To, o co chodzi w tym duńskim optymizmie to przede wszystkim nie przejmowanie się rzeczami i zdarzeniami, na które nie mamy wpływu. Na realny optymizm Duńczyka składa się też wiele czynników. Są to przede wszystkim: dobra sytuacja ekonomiczna przeciętnego obywatela, opiekuńczy system państwa i umiejętność hygge.
Dzieci w Danii uczy się funkcjonowania w grupieArchiwum prywatne


I pewnie też spędzanie czasu czas na zewnątrz?

Owszem, duńskie rodziny uwielbiają spędzać czas razem i przebywać na świeżym powietrzu. Pomimo zmiennej i kapryśnej pogody potrafią czerpać z tego, co ich otacza. Państwo duńskie jak i mnóstwo większych oraz mniejszych stowarzyszeń dba o to, byśmy się w wolnym czasie nie nudzili.

W mojej rodzinie coroczną tradycją jest wspólny wypad do parku rozrywki Sommerland Sjælland. Co roku zabieramy ze sobą wałówkę i wyruszamy ekipą w około 11-13 osób! To najbardziej wyczekiwany dzień w roku. Dzień, podczas którego zacieśniamy rodzinne i przyjacielskie relacje. Inicjatorami tej obecnie już 35-letniej tradycji są moi teściowe. Wtedy jeszcze na wyprawy jeździli dziadkowie, dziś już ich z nami nie ma. Jest za to świeży "narybek” w postaci wnuków, a w przyszłości mam nadzieję, że również prawnuków.

A na czym polega celebracja piątku i słynny już fredagsslik?

Fredagsslik i Disney Sjovt to tradycje, które wyznaczają niejako rytm samego piątku, będącego zapowiedzią weekendu i dla rodzin z dziećmi ma kultowe znaczenie. Tego dnia zarówno instytucje, jak i miejsca pracy zamykają się wcześniej i Duńczycy w korku wracają do domów, by rozpocząć swoje weekendowe hygge.

Tego dnia tak zwane slik afdeling (działy ze słodyczami) przeżywają oblężenie. Dzieci i ich rodzice komponują swoje cukierkowe mieszanki. Kto był w Skandynawii, ten wie o jakich cukierkach tu mówię. Są to regały zastawione plastikowymi pudełkami wypełnionymi żelkami, landrynkami, czekoladowymi cukierkami. Nie może tu też zabraknąć lukrecji, tak popularnej nie tylko w Danii, ale też innych krajach nordyckich. Wieczorem zaś dzieci zasiadają przed telewizorami i zajadając się swoimi słodkimi mieszankami oglądają Disney Sjovt - godzinny program z kreskówkami Disney'a.
Piątek to czas na słodycze i oglądanie kreskówek Diney'aArchiwum prywatne


A czego moglibyśmy uczyć się od Duńczyków w podejściu do wychowywania dzieci?

Przede wszystkim racjonalności i wyrozumiałości. Nie widzę nadmiernego rozczulania się nad dziećmi. Gdy dziecko np. upadnie czy stłucze sobie kolano, to nikt nie lamentuje, nikt nie panikuje. To jest coś na zasadzie: "Przewróciłeś się? Chodź! Wstań! Wszystko będzie dobrze”.

W supermarketach, kiedy słyszymy płaczące dziecko to również brak zirytowanych komentarzy czy złośliwego spojrzenia innych klientów. Kiedy mama nie radzi sobie z histerią bądź płaczem swojego dziecka, to może spodziewać się pomocy od innych, którzy razem z nią próbują opanować sytuacje.

Poza tym Duńczycy promują równość w społeczeństwie oraz szacunek do drugiego człowieka bez względu na płeć, kolor skóry, orientację seksualną czy wyznanie religijne. Niezbyt za to mile widziane jest tu wychylanie się ponad przeciętność, dlatego Dania nie jest miejscem dla tych, którzy nie potrafią odnaleźć się w tutejszym systemie wartości.