Napisałyśmy, że klaps jest zły i się zaczęło. "Czasem żadne słowa nie przemawiają, tylko lanie"

Magdalena Konczal
Mniej więcej tydzień temu napisałam tekst, w którym jasno i stanowczo stwierdziłam, że bicie dzieci (tak, również ten "niewinny klaps") jest przemocą. I chociaż było wiele osób, które się pod nim podpisało, to, niestety, wciąż pojawiały się słowa: to tylko klaps, to dla dobra dziecka, to jedyny sposób, by maluch się uspokoił.
Dyskusja na temat dawania dzieciom klapsów pixabay/ xusenru

Klaps to forma "przypomnienia"?

Z przejęciem i wypiekami na twarzy czytałam głosy czytelniczek i czytelników, którzy pisali: "Tak, moi rodzice dawali mi klapsy, pamiętam to do dzisiaj. Właśnie dlatego nigdy nie podniosłam/łem ręki na moje dziecko".
Albo tych, którzy przyznali się do słabości, tłumacząc: "Raz dałam/łem klapsa mojemu dziecku, wiem, że to było złe. Nie chcę, by to kiedykolwiek się powtórzyło". Znalazło się też wiele innych stwierdzeń: przemoc rodzi przemoc, zaczyna się od klapsa, a później idzie się o krok dalej, podnoszenie ręki na dziecko to najgorszy rodzaj słabości.


Niestety wśród wielu komentarzy, znalazły się też takie, w których podkreślano, że bez klapsów dziecko non stop będzie coś wymuszało lub, że "delikatne uderzenie w tyłek" może przyjąć formę "przypomnienia", by dziecko zachowywało się lepiej. A to dopiero początek…

Zwykły klaps – czyli jaki?

"Tak, uważam, że w pewnych okolicznościach klaps jest konieczny" – przeczytałam. Po czym nastąpił długi wywód, dotyczący tego, jak "dobry" klaps powinien wyglądać. Nie bijmy pasem czy ścierką, nie może być zbyt mocno. Absolutnie nie sznurem (choć przecież jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu, to było normalne i "dzieci jakoś żyły").

"Dobry" klaps jest delikatnym uderzeniem w tyłek, czasami w ramach zabawy, czasami jako przypomnienie, by dziecko zachowywało się "grzecznie". Jak zmierzyć takiego klapsa? Jak oszacować, czy to jeszcze jest wychowanie, a może już przemoc? Trudno powiedzieć…

Ale to nie koniec rozważań dotyczących przemo…, przepraszam, dyscyplinowania dzieci. Najmłodsi – według niektórych – powinni dostać klapsy, bo to przygotuje ich do późniejszego życia. Wielu ludzi w dorosłym życiu było uczestnikami bójek, spowodowanych jakąś trudną sytuacją. Dla pojedynczych osób to doskonały argument, by zamiast wychowywać przez rozmowę, pokazać najmłodszym, że bicie się jest czymś zupełnie naturalnym.

Zaraz zapomnimy o "dobrych klapsach" czy dawaniu przykładów z życia. Zapomnimy o tym, gdy usłyszymy – znienawidzony przeze mnie – argument, który część z nas z pewnością zna: "są chwile, gdy żadne słowa nie przemawiają do człowieka tak jak lanie". I tu wypadałoby postawić jakże wymowną kropkę. Jest jednak jeszcze jeden problem do poruszenia.

Co ta bezdzietna lambadziara może wiedzieć o dawaniu klapsów?! Nigdy przecież nie była w sytuacji, gdzie dwójka dzieci się kłóci, trzecie nie chce zasnąć, a czwarte niepostrzeżenie dostało się na balkon i niebezpiecznie wychyla się między barierkami…

Napiszę to jeszcze raz jasno i wyraźnie: tak, bicie dzieci (w jakiejkowiek formie) jest przemocą. I tak, mam prawo (wszyscy mamy) mówić o tym głośno. Fakt, że nie mam własnych dzieci, wcale mi tego prawa nie odbiera.